Gdy brałam się za pierwszą książkę rosyjskiego autora, nie wiedziałam że niedługo będę miała do czynienia z istną powodzią Rosjan wydających fantastykę. Przeglądając sobie autorów, natrafiłam na Kirę Izmajłową i jej "Wyższą Magię". Mówią, że książki nie ocenia się po okładce. Cóż, ja też nie chcę tego robić, ale miniaturka po lewej mówi sama za siebie. Tak jak i tytuł - jest magiczna. No ale dobrze, skupmy się na zawartości.
Naina Czernowa to ironiczna, gadatliwa, znudzona studiami dziewczyna. Uwielbia pakować się w kłopoty i wtykać nos w nie swoje sprawy. Jak można się łatwo domyślić - jeden z jej wyskoków w krótkim czasie zostaje odkryty i tak Naina staje przed wyborem - zostać ceremonialnie wyrzuconą z akademii czy podjąć naukę na nowym wydziale umieszczonym na ściśle tajnym szóstym piętrze? Jej odpowiedź jest chyba jasna. I tak trafia w wir zagadek, śledztw i zbrodni związanych z jednym z wykładowców - Igorem Georgiewiczem.
Uwielbiam wścibskie, ironiczne dziewoje, które nie boją się walczyć o swoje. Naina jest ciekawą postacią, będącą jak nieoszlifowany diament - ciągle uczy się samodzielnej pracy i wiary w siebie. Igor to typ faceta zawsze niedostępnego, gburowatego, pełnego sekretów, który zaskakująco mocno kocha. Ale nie jest typem ekstrawertyka, nie dla niego gorące wyznania miłości, których w książce... nie znajdziemy wcale. To zdecydowany plus, bo po kilku tytułach ociekających różowym lukrem, człowiek ma ochotę na coś z odrobiną klasy. No dobrze, ale tutaj pojawia się pytanie o fabułę. O czym jest? A później - po co to wszystko? Jaki w tym sens? Doszliśmy do sedna - nie ma żadnego. Najpierw zniknięcie wykładowcy (a może później?), potem tajemniczy projekt, potem śmierć Igora, która wcale śmiercią nie była, potem wspólne pisanie (O ZGROZO!) pracy dyplomowej, potem wyjazd Czernowej do Paryża... Ludzie, gdzie tu właściwy koniec tej historii? Z "Wyższej magii" normalny człowiek zrobiłby dwa tomy. A kto wie, może i na trzeci by starczyło? Wątek kryminalny, który czuć już praktycznie na samym początku, pojawia się pod koniec. Tak jakby autorka nagle sobie przypomniała, po co właściwie pisała. Za dużo tajemnic na raz, za bardzo to wszystko jest zawikłane. Za drugim podejściem do tej lektury, dopiero z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wszystko zrozumiałam. Tak przynajmniej sądziłam jakiś miesiąc temu, gdy byłam świeżo po lekturze. Teraz całą opowieść pamiętam jak przez mgłę. Szkoda, że magii w samej książce było mało, a tytuł zobowiązuje. Sam pomysł zaklęć autorka mogła rozwinąć, trochę wytłumaczyć ich funkcjonowanie w normalnym świecie. Jeśli zaś chodzi o sam styl pisania, o narrację - Jestem na tak! Izmajłowa ma doprawdy ciekawy sposób opisywania wydarzeń, nie brakuje w nich odpowiednich humorystycznych wtrętów i chociaż opowieść ciągnie się i ciągnie, jak krówka ciągutka - właśnie ta niesforna Czernowa praktycznie zmusza nas do szybkiego powrotu do swojego świata.
Cóż mogę powiedzieć, jest to książka do której prawdopodobnie wrócę. Jednak nie z głodu zawartej tam mądrości życiowej - raczej przez sentyment lub po prostu zapomnę zupełnie o czym jest. Daję zasłużone 3+. Książka bardziej niż poprawna. Gdyby nie wszechobecny chaos i niedokładne wymęczenie materiału jakim jest temat magii, dałabym więcej, bo to książka celująca przynajmniej pół stopnia wyżej. Polecam na długie i spokojne zimowe wieczory, jako rozgrzewkę i przygotowanie do sięgnięcia po mądrzejsze książki, wymagające trochę więcej myślenia.