Na wstępie muszę się przyznać: Gaimana znałam tylko dzięki Koralinie. I to wersji kinowej, nie książkowej. To właśnie dlatego postanowiłam sięgnąć po ten zbiór opowiadań - zależało mi na lepszym poznaniu autora. Na odkryciu, czy rzeczywiście jest tak dobry, jak o nim mówią.
Mnie osobiście już po kilku pierwszych tekstach zachwycił niesamowity wachlarz tematów, na które Gaiman tworzył swoje opowiadania, nowelki, wiersze, czy miniatury. W "Dymie i lustrach" znajdzie się coś dla wielbicieli trolli, rycerzy, wilkołaków, wampirów, seksu, baśni, fantastyki "uwspółcześnionej" itp. Kolejną mocną stroną tego zbioru jest opisana przez autora geneza każdego tekstu. Myślałam, że to będzie miły i ciekawy dodatek do całości (w końcu to jakaś forma autobiografii!), a tymczasem taki dopisek nie raz wytłumaczył mi o co w ogóle chodziło w opowiadaniu.
Tomik uważam za udany. Na największą uwagę (i gromki aplauz) zasługują: "Prezent ślubny" (i tutaj między innymi miałam na myśli ową fantastykę "uwspółcześnioną"), "Rycerskość" (To opowiadanie chyba wygrało w rankingu moich osobistych faworytów. Było tak ciepłe i urocze, że od pierwszego do ostatniego zdania miałam na twarzy uśmiech pomieszany z lekkim zdziwieniem dość oryginalną fabulą.), "Cena" (Tekst, mimo dość mrocznej historii, pozostał nadal nad wyraz ciepły i krzepiący. Kot w roli obrońcy rodziny, walczący z okrutnym diabłem, to coś świeżego i... rozczulającego.), "Trollowy most" (Chociaż niezbyt przepadam za trollami, to akurat to opowiadanie mnie poruszyło i porwało), "Piętnaście malowanych kart z wampirzego tarota" (Mój kolejny faworyt - miniaturki "doczepione" do każdej karty były krótkie, zajmujące i tworzące niezwykle apetyczną całość), "Załatwimy ich panu hurtowo" (Uwaga! To jest opowiadanie wzbudzające chęć mordu na wszystkich tych, którzy dają się łatwo nabierać i manipulować. A jednak... ma w sobie dużo gorzkiej prawdy na temat ludzkiej inteligencji).
Oczywiście, jak to zawsze bywa, w tomie znalazły się także te gorsze dzieła, chociażby: "Pożarty (sceny z filmu)" (Chyba nie wyłapałam idei.), "Poczucie obcości" (I tu znowu - nie zrozumiałam przesłania...), "Mysz" (Jak wyżej.).
Reszta tekstów, o której nie wspomniałam, nie wyróżniała się aż tak na tle innych, bądź po prostu było mi trudno sklasyfikować, gdzie je umieścić. Problem miałam chociażby z "Bay Wolf" i "Tylko kolejny koniec świata, nic więcej", które nie do końca mi "podeszły", ale to nie znaczy, że były złe, bo czytało się je bardzo dobrze.
Zastanawiałam się, jak podsumować cały ten tom i wyrazić jakąś jednoznaczną i wiążącą opinię na jego temat. I chyba w końcu znalazłam odpowiednie słowa: Neil Gaiman ma bardzo plastyczny język, który zawsze (ale to zawsze) nadąża za tokiem jego myśli. Świetnie przelewa swoje pomysły na papier i nie boi się historii dziwnych, obrzydliwych, czy strasznych. W jego głowie siedzi multum pomysłów na różnorakie tematy, dzięki czemu trudno będzie komukolwiek posądzić autora o wtórność i zachowawczość. Neil bez wątpienia ma ogromną wyobraźnię i umiejętnie z niej korzysta, a dla nas, czytelników, oznacza to tyle, że niezależnie od tego jaką fantastykę lubimy... na pewno coś w podobnym stylu u Gaimana znajdziemy.