“Co takiego sprawia, że mógłbym w tym momencie zaprzedać dla niej własną pie*doloną duszę, gdyby tylko mnie poprosiła?”
[ współpraca reklamowa: @wydawnictwopapieroweserca ]
Pierwsze spotkanie z twórczością Keri Lake niestety nie okazało się udane. Choć autorka potrafi znakomicie budować napięcie i tworzyć mroczny klimat, co widać od samego początku, to niestety, książka "Wyspa grzechu i cieni" ma zbyt wiele niedociągnięć, by nazwać ją niesamowitą.
Początek książki obiecywał wiele. Klimatyczne opisy bagien Luizjany, intrygujące historie o duchach i rytuałach voodoo oraz główna bohaterka, Celeste Pierce, która powraca na wyspę Chevalier z traumatycznymi wspomnieniami, tworzyły obiecującą fabułę. Niestety, im dalej, tym bardziej narracja traciła na spójności.
Jednym z głównych problemów jest brak rozbudowanego wątku duchów i zjaw. Początek książki zapowiadał coś naprawdę mocnego, przygotowując na intensywne doświadczenia. Niestety, rozwój historii był rozczarowujący. Zamiast pogłębiania tajemniczych wizji bohaterki, wątek ten szybko stracił na znaczeniu, pozostawiając mnie z poczuciem niedosytu.
Podobnie rozczarowujący okazał się wątek miłosny. Relacja między Celeste a Thierym Jamesem, członkiem meksykańskiego kartelu, jest całkowicie pozbawiona chemii. Ich uczucie wydaje się być wymuszone i pozbawione jakichkolwiek podstaw. Związek, który miał być kluczowym elementem książki, okazał się całkowicie niewiarygodny. Sceny erotyczne były tak nużące, że przeskakiwałam wzrokiem, by jak najszybciej przejść do dalszej części książki. Pierwsza scena miała jeszcze jakiś potencjał, ale każda kolejna była zwyczajnie męcząca.
Najbardziej jednak rozczarowuje spłycenie wątku okultyzmu. Na początku wydawał się on być niezwykle obiecujący i mógł stanowić mocny punkt książki. Opisy tajemniczych wydarzeń budowały intrygującą atmosferę, która obiecywała wiele. Niestety, z czasem ten wątek zaczął tracić na intensywności i głębi. Zamiast rozwijać się w kierunku bardziej skomplikowanych i fascynujących zagadek, okultyzm został zredukowany do kilku banalnych i przewidywalnych scen.
Ciekawość, która towarzyszyła mi na początku, szybko przerodziła się w znużenie, gdy kolejne wydarzenia nie przynosiły żadnych nowych, interesujących informacji. Ostatecznie wątek okultyzmu, zamiast być siłą napędową fabuły, stał się jedynie tłem, które nie wzbudzało już żadnych emocji. Finał, na który czekałam z nadzieją, że może jeszcze uda się uratować tę część historii, również okazał się nieciekawy i rozczarowujący. Zamiast epickiego zakończenia pełnego niespodziewanych zwrotów akcji, otrzymałam nijaką i przewidywalną konkluzję, która tylko pogłębiła moje rozczarowanie.
Jedynym naprawdę pozytywnym elementem "Wyspy grzechu i cieni" jest styl autorki. Keri Lake ma talent do tworzenia obrazowych opisów i budowania mrocznego klimatu, który rzeczywiście potrafi oczarować. Niestety, to za mało, by uratować całość książki.
Podsumowując, "Wyspa grzechu i cieni" to książka pełna potencjału, który niestety został zmarnowany przez zbyt wiele niedociągnięć i spłyconych wątków. Choć jestem skłonna dać Keri Lake jeszcze jedną szansę i sięgnąć po inne jej książki, ta pozycja zdecydowanie nie spełniła moich oczekiwań.