Kafka przedstawia życie w niesamowicie fascynujący sposób, bowiem jako cały czas trwający proces, na którym my sami jesteśmy oskarżonymi. Efekt potęguje anonimowość głównego bohatera, którego nie poznajemy nawet pełnego nazwiska, co sprawia, że treść powieści staje się uniwersalna.
"Proces" jest też ponoć o państwie totalitarnym i zniewalaniu ludzi przez system, ale czy na pewno? Czy życia nie można nazwać totalitarnym? Czy życie nie dyktuje nam warunków, nie materializuje zbiegów okoliczności, nie krzyżuje nam planów, nie przysparza problemów, nie zsyła ludzi, którzy podcinają nam skrzydła, oceniają, definiują, zakazują? Bo czyż za życiem nie „stoi jakaś wielka organizacja”, przez każdego inaczej nazywana – Bóg, Allah, Jehowa czy Los? Życie zachowuje się jak wytrawny, doświadczony dyktator, który wie, kiedy dać człowiekowi pozory wolności, a kiedy je odebrać. W tym sensie "Proces" zyskuje zupełnie inną, niezwykle fascynującą interpretację.
Główny bohater powieści to bliżej nieznany z nazwiska 30-letni mężczyzna będący malutką częścią totalitarnego systemu, któremu podporządkował całe swoje życie. Pomimo że widzi w nim wiele minusów i niedorzeczności oraz jest niezwykle inteligentnym i spostrzegawczym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości, nie próbuje w żaden sposób być aktywny. Choć tego nie dostrzega, to jednak tak bardzo zatracił się w codziennej rutynie i pracy, że przestał odczuwać radość, stał się bierny wobec swojego życia. Kafka przekazuje poprzez rozdział dziejący się w katedrze, że przed człowiekiem stoi wiele dylematów. Może obrać różne drogi, wystarczy tylko na nie wejść iść przed siebie, pokonując przeszkody na ścieżce. Jeśli nie zrobi się tego w odpowiednim momencie, refleksja przyjdzie za późno.
Cała książka to jedna wielka metafora życia ukazująca, dzięki zastosowaniu elementów powieści awangardowej, jego absurdy i sprzeczności. Niezwykły jest sposób, w jaki Kaffka patrzy na życie. Do mnie chyba szczególnie trafiła publiczność rozprawy. Każdy człowiek stoi przed dylematem, czy iść pod prąd, czy może jednak robić coś dla poklasku innych. Jeśli zdecyduje się na to drugie, okropnie trudno każdemu dogodzić i chociaż taka konformistyczna postawa wydaje się być zła i prosta jednocześnie, to jednak bardzo trudno też wyrzec się swoich wartości i żyć pod dyktando innych. Szczególnie, kiedy się okaże, że ci „inni” są nieważną, malusieńką częścią machiny nazywanej Życiem.
Najstraszniejsze jednak z tego wszystkiego chyba jest to, że człowiek jest samotny. Logiczne wydaje się to, że nikt za niego życia nie przeżyje, natomiast jakiś kompan w niedoli byłby zesłaniem z niebios. Prawda w każdym razie wygląda, niestety, zgoła inaczej i rysuje się raczej w ciemnych barwach. Mimo że przez życie człowieka przewija się wiele osób, tych bliższych oraz bardziej epizodycznych, to ostatecznie jednostka jest pozostawiona sama sobie. I tak musi iść w tym przygnębiającym korowodzie życia przez ten ziemski padół łez, samotna, ale trzymająca za ręce osoby obok.