Sięgnąłem po książkę Müllera po lekturze pierwszego rozdziału 'Społeczeństwa populistów' Sadury i Sierakowskiego, bo ci panowie sporo piszą o populizmie, nie objaśniając, na czym on polega. Zaś ta pozycja, wydana w 2016 r., gdy populizm już był popularny, ale nie odnosił jeszcze takich triumfów, odznacza się jasnością i przejrzystą strukturą.
Według autora najważniejszą, definiującą cechą populistycznego polityka jest „roszczenie do wyłącznego reprezentowania prawdziwego narodu.” Przez prawdziwy naród populista rozumie swoich zwolenników, bo, jak to ujął Trump: „reszta ludzi nic nie znaczy”. Ważna jest też konfrontacja z tymi, których się nie uważa za prawdziwy naród: „Polaryzacja nie jest dla populistów problemem – to środek do zachowania władzy.” Innym wyznacznikiem populizmu jest zaciekła krytyka elit, które portretuje się jako skorumpowane i/lub zdegenerowane moralnie. I jeszcze, populiści starają się umoralnić konflikt polityczny tak bardzo, jak to tylko możliwe.
Rządy populistów mają kilka charakterystycznych cech: próby przejęcia aparatu państwa, korupcja i masowy klientelizm oraz tłamszenie społeczeństwa obywatelskiego. Przy czym: „Wśród zwolenników populistów korupcja i kolesiostwo nie są uważane za poważne problemy dopóty, dopóki wyglądają na metody stosowane w imieniu moralnych, ciężko pracujących „nas”, a nie zdemoralizowanych czy wprost obcych „ich”.” Rządy populistów podkopują, wręcz demontują demokrację, ale ci panowie (lub panie) raczej nie posuwają się do skrajności: nie kasują wyborów. Dlaczego? Hipoteza Müllera jest taka, że to im się nie opłaca: „z ich punktu widzenia koszty jawnego autorytaryzmu są zwyczajnie zbyt wysokie. Oficjalne zniesienie czy przynajmniej zawieszenie demokracji oznacza radykalne pogorszenie reputacji międzynarodowej.” Pełna zgoda.
Ilustruje obficie Müller swoje wywody przykładami z praktyk rządzenia Cháveza, Orbána, Trumpa czy Erdoğana. Ci politycy to można powiedzieć klasycy populizmu. Jest też trochę o Kaczyńskim, ale niewiele, to był w czasie pisania książki bardziej uczeń niż mistrz.
Niestety, w temacie walki z populizmem nie proponuje autor zbyt wielu rozwiązań. Pisze jedynie, że nie należy lekceważyć czy wykluczać wyborców populistów – to prowadzi do jeszcze większej polaryzacji i jest wodą na młyn populistycznych polityków. Przeciwnie, zaleca z nimi rozmawiać, co więcej: „Jeśli macie dobre powody, by sądzić, że padli ofiarą niesprawiedliwości, domagajcie się od swego rządu czy partii, by te niesprawiedliwości naprawić.” Dalej: „Tak długo więc, jak populiści trzymają się granic prawa – i nie podżegają do przemocy – pozostali aktorzy polityczni (i ludzie mediów) powinni wejść z nimi w kontakt.” Niemniej: „Rozmawiać z populistami to nie to samo, co mówić jak populiści. Można traktować poważnie problemy, które podnoszą, nie akceptując sposobu, w jaki te problemy definiują.” Łatwo powiedzieć...
Nie wyjaśnia także autor jasno przyczyn rosnącej siły populizmu w ostatnich latach, czyżby to był głównie efekt rządów europejskich technokratów, raczej wątpię...
Muszę powiedzieć, że książka otworzyła mi oczy na to co się działo u nas w ostatnich latach, to nic nowego, inni już to praktykowali przed nami, tak że spoko. Z drugiej strony pewna bezradność autora w temacie jak sobie radzić z populistami bardzo mnie martwi...
To bardzo ciekawa pozycja rozjaśniająca wiele zjawisk z naszej rodzimej sceny politycznej.