Bertrand Russell to bez wątpienia jeden z najbardziej przenikliwych umysłów XX wieku. Jego „ABC teorii względności” to krótkie wprowadzenie do podstaw osiągnięć Einsteina dla każdego, napisane, jak autor szczerze przyznał przy innej okazji, dla pieniędzy. Po lekturze mam trzy dość rozbieżne przemyślenia. Pierwsze dotyczy świetnych 70% tekstu – napisanych z humorem, dydaktycznym namysłem, pełne nieszablonowego myślenia (jak to u profesora). Drugie dotyczy kilku ogólnych rozważań Russella z drugiej części, z którymi mam kłopot. Trzecie (niezwykle rzadko u mnie spotykane) wiąże się ze zdumiewającymi technikami nanoszenia poprawek na pierwotny tekst. Stąd moja opinia, to tak naprawdę trzy dość niezależne oceny czyniące kłopot z oceną całości. Krótko piszę każdy komponent.
Autor wstępu Peter Clark ma rację, że Russell to mistrz objaśniania. Jego przekaz jest wprowadzony bardzo subtelnie i z wyczuciem, jako pogłębiony namysł nad istotą zagadnienia. Dokładnie wie, co czytelnikowi sprawi kłopot i na tym się właśnie skupia. Widać to w większości 2/3 tekstu książki, gdzie wprost dostajemy podstawy koncepcyjne rewolucyjności szczególnej i ogólnej teorii względności. Przykłady są świetne, podane w kilku różnych konfiguracjach. Prawie nie ma wzorów, za to jest kilka oszczędnych grafik zawierających tylko to, co Russell chce skomentować. W punkt opisuje powszechny problem z prezentacją i odbiorem rewolucji Einsteina (str. 17):
„(…) istnieją niezliczone popularne prezentacje teorii względności, lecz zazwyczaj przestają one być zrozumiałe właśnie wtedy, kiedy zaczynają mówić coś ważnego. Trudno za to winić autorów.”
Te trudności sam postarał się zminimalizować. Widać to szczególnie w różnych podejściach do wyjaśnienia konsekwencji stałości prędkości światła i prawa dodawania prędkości (str. 39-41). Pojawia się cała lista świetnych, intuicyjnych (bo z życia) analogii, eksperymentów myślowych, które przenoszą czytelnika ku samemu sednu przełomu relatywistycznego. Również dyskusja o różnicy między ciężarem a masą (str. 111-117) – w punkt!
Za to w czterech ostatnich rozdziałach Russell niepotrzebnie skupił się na filozoficznych (metafizycznych i związanych z metodologią nauki) rozważaniach o konsekwencjach teorii Einsteina. Według mnie w sposób niezrozumiały starał się wyrugować z fizyki pojęcie 'siły' i zbytnio zawierzył matematyczności, w szczególności geometryzacji fizyki. Ten ostatni zarzut jest z dwóch powodów istotny dla początkującego w temacie czytelnika. Samo rozważanie istoty ‘siły’ nie pogłębi (na tym etapie) zrozumienia względności, szczególnie że Russell proponuje zastąpić ją tensorem (str. 141), który jest zbyt matematycznie nieuchwytny dla kogoś, kto ma być docelowym odbiorcą. Niejasno też rozwija myśl wokół masy, którą teoria względności jakoby ruguje z fizycznego opisu (str. 151), co jest trochę wbrew istocie równań Einsteina, gdzie spina się rozkład masy-energii z deformacjami przestrzeni.
Książka jest zdumiewająco niejednorodna pod względem ‘możliwego czasowo-dostępnego’ sposobu formułowania myśli. Wspominam o tym, bo ani wstęp napisany przez Petera Clarka, ani sam autor nie informują o korektach czy uzupełnieniach. Czytając czułem, jakby tekst powstał dawno (zgodnie z pierwszym wydaniem w 1925), ale z licznymi poprawkami, które uwspółcześniały go i to w kilku krokach. Wykryłem co najmniej 3 takie fazy poprawek, które wynikają wprost z ówczesnego stanu wiedzy. Wymowne przykłady:
- stan z lat 30-tych : odwołanie się do Eddingtona (str. 152-153), problem procesów i reakcji w gwiazdach (str. 118)
- stan z lat 60-tych: rozpad mezonów w atmosferze (str. 30), problem kwazarów (str. 107), problem promieniowania reliktowego (str. 138)
- stan z lata 80-tych: definicja metra zmieniona w 1983 (str. 28), wprost informacja, o czasie powstania teorii względności (str. 65)
Jedynej jawnej sugestii, że mamy do czynienia z poprawkami, dostarczać może informacja podana w stopce redakcyjnej: „© 1958, 1969, 1985 The Bertrand Russell Peace Foundation Ltd” (*). Jakby sama fundacja, a nie autor (Russell zmarł w 1970) posiadała prawo w ingerowania w tekst. Nie sprawiało mi problemu wykrycie tych aktualizacji, bo ‘wałkuję’ te fakty od lat, ale początkujący czytelnik zasługuje na garść wyjaśnienia! Takie postępowanie uważam za nieuczciwe. Na tej samej zasadzie można by dowolny historyczny tekst poprawiać zgodnie z faktami nieznanymi autorowi w chwili przelewania myśli na papier. Stąd należy albo w kolejnych wydaniach dołączać współautora, albo dodawać przypisy. (**)
Podsumowanie.
„ABC teorii względności” to wspaniała lektura … ale głównie w pierwszych 11-tu rozdziałach. Na szczęście w nich zawarta jest esencja książki - zupełnie elementarny i spójny opis zarówno szczególnej jak i ogólnej teorii względności. Brawurowo podane paradoksy, dyskusja nad ograniczeniami ludzkiego umysłu, który musi się otworzyć na zrozumienie idei Einsteina – to momentami obłędnie nieszablonowa narracja! Dla tych fragmentów warto przeczytać całość. Niestety dalsze dywagacje Russella, które według mnie były niepotrzebne, bo luźno wiążą się z sednem teorii Einsteina (na podstawowym poziomie), to sporo spekulacji, zapewne filozoficznie ważnych problemów. Tego już nie polecam przy pierwszym czytaniu. Stąd moja ocena ogólna stanowi średnią z not: 10 i 5, czyli 7 (lekko dodatkowo obniżam za aktualizacje, których polski czytelnik może nie wyłapać, a dodatkowo nie zostaje o tym ponad półwiecznym procesie korekt poinformowany).
Połączenie GENIALNOŚCI z KONTROWERSJAMI – 7/10
=======
* Odnoszę się do wydania polskiego: Fundacja Aletheia 2000
** Po lekturze prześledziłem kilka wydań angielskich książki. Trochę rozjaśniają ogólnie ingerencje w tekst. Ponieważ to, co ustaliłem z nich, nie da się potwierdzić w polskim wydaniu, to rozwijam, jako przypis. Za wszystkie korekty odpowiada fizyk Felix Pirani. Zmiany w drugi i trzecim (1959, 1969) były uzgodnione z Russellem, zaś za poprawki w kolejnych, odpowiada wyłącznie Pirani. Co ciekawe, wspomina też edytor w swoim wstępie o poczynionych korektach idących w kierunku równouprawnienia płci, a o których niemal 100 lat temu były trudno pomyśleć (sam filozof był w myśleniu o równości płci bardzo progresywny). Tyko czemu jego uwag z angielskiego wydania nie dołączono do polskiego tłumaczenia?