Czytelniczy nowy rok witam cała w bieli.
Trzecia część cyklu „Kolory zła” tym razem osadzona w zimowej, ośnieżonej scenerii Trójmiasta. Stąd pewnie ta BIEL.
Z całą pewnością mogę powiedzieć, że w moim odczuciu, „Biel” jest najlepszą (mimo tych „klimatycznych” opisów) częścią „Kolorów zła”. Najbardziej zagmatwana, najbardziej mroczna, najciekawsza fabularnie.
Nowa sprawa kryminalna, starzy, znani z poprzednich części, bohaterowie oraz również dobrze znane mordercze opisy. Jestem przekonana, że nie muszę aż tak dokładnie wiedzieć, gdzie opadały płatki śniegu („Zaciągnął się gauloisem i wypuścił dym w powietrze. Szary obłok powoli rozpłynął się wśród gęsto padającego śniegu, który osiadał na czarnej bomberce i szczeciniastej brodzie, stojących z boku samochodach, niskim płocie otaczającym galerię handlową oraz płytach chodnikowych”), ani też jak w szczegółach ubrana była mama Bilskiego w 1988 r. („Miała na sobie długi sweter w musztardowym kolorze, z poduchami na ramionach, przepasany czarnym, grubym paskiem, do tego elastyczne getry, szpilki kaczuszki, a w uszach duże srebrna koła”).
Podobnych opisów jest całe mnóstwo. Dokładne opisywanie wyglądu, fryzur, strojów, pomieszczeń… Ja rozumiem, że chodzi o oddanie pewnego klimatu i specyfiki epoki, w której dzieje się dany wątek fabuły, ale czasem brzmiało to trochę sztucznie, nie mówiąc już o tym, że wszystko ma swoje granice. Opisy również. Naprawdę.
Odniosłam też wrażenie, że szczególnie w tej części autorka bardzo dużo czasu poświęciła tzw. fizjonomii bohaterów, ze szczególnym uwzględnieniem Leopolda. Ja naprawdę zrozumiałam za pierwszym razem, że to jest mega ciacho :))) nie trzeba mi o tym przypominać w co trzecim zdaniu. Szczególnie o tych podgolonych z boku włosach zrozumiałam :)))
Konwencja fabuły jak w poprzednich częściach: na początku podane różne wątki, które pewno splotą się ze sobą gdzieś po drodze. W tej części „penetrujemy”, że się tak wyrażę, trójmiejski świat prostytutek, klubów nocnych, a także powiązania z półświatkiem. Jest trochę motywów Greyowych. Rozbudowany wątek BDSM i krępowania. Coś podobnego czytałam niedawno w „Krainie umarłych” J.-Ch. Grange’a. Motyw ze szczurem w wiaderku też napotkałam nie tak dawno w literaturze.
Oczywiście wiodącymi bohaterami są dwie gwiazdy sopockiej prokuratury, Leopold Bilski i Anna Górska, razem, a jednak osobno. Ania ogarnia swoje życie, trochę chaotycznie, trochę jakby na przekór Leopoldowi, on zaś wciąż poszukuje swojej drogi i walczy z własnymi demonami próbując przy okazji rozwikłać zagadkową śmierć ojca.
Ten wątek okazał się bardzo sprytnie wpleciony i związany z bieżąco prowadzoną przez Leopolda sprawą.
Zresztą wątek Bilskiego (Bilskich) bardzo mi się podobał. I jestem skłonna zaakceptować zakończenie jakie autorka przewidziała dla historii Leo i Ani, mimo że liczyłam na coś bardziej spektakularnego.
Ponadto: pani Małgorzata i tę część napisała we właściwym sobie stylu, z którym zdążyłam się oswoić w dwóch poprzednich częściach. Jak i poprzednio fabuła jest spójna i dopracowana w szczegółach. Niewątpliwie autorka przykłada się do swoich książek i zgłębia wiele kwestii, które mają swój udział w historiach. To bardzo duży atut jej twórczości. Nie jest płasko i nijako. Poza tym, że główny motyw fabularny jest zgrany jak stara płyta (lecz który nie jest?), książka jest ok. Jak by ująć te opisy byłabym więcej niż szczęśliwa :)
Po tej powieści jeszcze bardziej uprzedziłam się do wszelkich terapeutów. Porównanie ich tekstów do mów wygłaszanych przez Dalajlamę wydaje się bardzo trafne. Ja odniosłam wrażenie, że psycholog Maria Zaręba, usiłuje dopasować Bilskiego pod wszystkie teorie, których się wyuczyła, a także w jakimś sensie dowieść, że on się dokładnie w te schematy wpisuje. Nie jestem przekonana, czy tak to powinno działać.
Było fajnie. Ta część zmyła trochę niesmak, który pozostawiła we mnie "Czerń".