To trudne zadanie, napisać ciekawą recenzję książki, o której sam Stephen King, mistrz rozległych opowieści, kwituje rekomendacją składającą się z jedynie dwóch słów – znakomita książka. Mógłbym wyszukać kilka synonimów i zamknąć ten opis w podobny sposób, tyle że daleko mi do mistrza, więc pozostaje mi wybrać bardziej przyziemną formę. „Ziemia trwa” George’a R. Stewarta to następna opowieść wydana na łamach serii Wehikuł czasu od wydawnictwa Rebis, którą uskuteczniam w ostatnim czasie, a wraz z kolejną pozycją, coraz szerzej otwieram oczy.
Isherwood Williams – biolog, Amerykanin – to główny bohater tej historii, który podczas samotnej eskapady zostaje ukąszony przez grzechotnika. Pierwsze co, to uderzył mnie jego spokój w zaistniałej sytuacji oraz podjęte racjonalne rozwiązanie. Szybko założona opaska uciskowa, by trucizna nie rozprzestrzeniła się po całym krwiobiegu i powrót do chaty, gdzie czekało lekarstwo. To wydarzenie zwiastowało, że będę miał do czynienia z człowiekiem, który jest przygotowany na przeciwności losu i doskonale potrafi o siebie zadbać. To dobrze wróżyło, bo podczas długiej rekonwalescencji, odcięty od cywilizacji, świat a dokładnie ludzkość wymiera w wyniku epidemii.
„Ziemia trwa” to książka, która zatraca czytelnika w postapokaliptycznym klimacie, przy czym bardzo szybko staje się powieścią drogi. To właśnie w pierwszych rozdziałach Isherwood, a raczej Ish jak woli się nazywać, przemierza stany Ameryki stopniowo orientując się w zaistniałej sytuacji. Jak się szybko okazuje, nie jest jedynym ocalałym, a jakiekolwiek kontakty w nowym świecie mogą być zarówno ratunkiem, jak i przekleństwem. Jak budować nową społeczność, gdy strach i podejrzliwość w tym biegu wyprzedza o całą prostą zaufanie względem drugiego człowieka? Jak długo trzymać się stopniowo wymierającej spuścizny minionego świata, a kiedy zacząć tworzyć ten zupełnie nowy? Ish będzie często stawał przed trudnymi wyborami i choć na początku opowieści był tym opanowanym, racjonalnie myślącym praktykiem… dobrze, że na swojej drodze poznał mądrą i zdecydowaną Em.
Świetnym zabiegiem George’a R. Stewarta było przewinięcie czasu w tej historii określone mianem „szybkie lata”, gdzie z jednej strony, autor popchnął fabułę daleko w przód, a tym samym nie stworzył czarnej dziury. Każdy mijający rok był rozpisany wg najważniejszych wydarzeń, które w zupełności wystarczyły do rozeznania się w sytuacjach, w jakich znaleźli się bohaterowie. Ciekawym motywem, była również obecność w tekście jakby nadrzędnego narratora. Taki głos jak Krystyny Czubówny czy Tomasza Knapika. Głos, który w bardzo jasno opisuje ziemskie zależności. To, że elektrownie, mimo w pełni zautomatyzowane, to jednak posiadają elementy, gdzie trzeba sprawdzać poziom oleju i w przypadku zaniedbania i braku człowieka może dojść do awarii. To, że wszy nie mając żywiciela, w końcu wymierają. Że wystawowy koń najdostojniejszej rasy zamknięty w zagrodzie ma bardziej przechlapane w obecnej sytuacji niż ten, który w kulminacyjnym momencie nie ciągnął pługa a hasał po łące. Niesamowite, bo tych przypadków jest o wiele więcej i są tak oczywiste, że nikt na co dzień się nad tym nie zastanawia, a jak widać, mają istotne znaczenie.
„Ziemia trwa” to świetna, źle, jak napisał Stephen King, znakomita książka. To opowieść o przemijaniu, kruchości istnienia, ale nie tyle ludzkiego a dotykającego każdego organizmu, czy urządzenia, z jakimi miał styczność człowiek. To świetna opowieść o budowaniu nowej społeczności, o konflikcie związanym z trzymaniem się przeszłości wraz z jej wynalazkami, religią i wszelkimi cudami świata a nowym porządkiem. Wszystko się zmienia, ludzie i zwierzęta umierają, stal rdzewieje, beton się kruszy, drewno próchnieje, a ziemia? Ziemia trwa.