Każda rodzina ma swoje tajemnice, schody zaczynają się w momencie, gdy wychodzą na jaw. Krystyna Kalinowska to osiemdziesięcioletnia seniorka, która całe swoje zawodowe życie poświęciła pracy w szkole, jej mąż przez lata był dyrektorem Stacji Filtrów, syn jest robiącym międzynarodowe interesy biznesmenem, a córka związała się z dyplomatą. W zagranicznej placówce Rzeczpospolitej jest również jej wnuk, a wnuczka robi karierę w branży farmaceutycznej. Nestorka rodu wydaje się nie mieć powodów do zmartwień, ale pewnego letniego dnia wraca do swojego mieszkania wyraźnie przybita, a kilka dni później Laura - jej wnuczka, znajduje ją martwą. Szybko okazuje się, że babcia Krysia nie odeszła w sposób naturalny, że starszej pani ktoś pomógł. Policja rozpoczyna dochodzenia, ale Laura i jej brat Karol również nie próżnują i prowadzą swoje własne śledztwo. Wkrótce wychodzą na jaw dziwne ruchu finansowe starszej pani. Na krótko przed śmiercią zaczęła pozbywać się swojego pokaźnego majątku: sprzedała lokale "na mieście", wypłaciła sporej ilości gotówki, a część spadku zapisała dziwnej firmy-widmo zajmującej się poszukiwaniami osób zaginionych. Czy babcia Krysia padła ofiarą naciągaczy? I dlaczego od prawie trzydziestu lat utrzymywała pusty dziecięcy grób na Powązkach? Kolejne pytania mnożą się z każdą godziną, a grę pozorów wydaje się prowadzić każdy z rodziny Kalinowskich. Wszyscy mają coś do ukrycia. Każdy ma swoje wstydliwe sekrety...
Wojciech Wójcik debiutował w 2016 roku powieścią Nikomu nie ufaj. Pamiętam tamtą powieść, między innymi dlatego, że zamawiając ją byłem przekonany, że autorem jest reżyser kultowej Ekstradycji, Sfory czy Trójkąta bermudzkiego. Rozczarowanie spowodowane odkryciem, że to jedynie zbieżność imienia i nazwiska, szybko ustąpiło, gdy przeczytałem tamtą powieść. To był naprawdę udany debiut i później jeszcze kilkukrotnie wracałem do twórczości tego pisarza. Sięgając po Odmęty śmierci wiedziałem więc czego, mniej więcej, się spodziewać: dynamicznej fabuły, zwrotów akcji, ciekawej, wciągającej opowieści i od cholery znaków zapytania. To wszystko tu jest, a oprócz tego mamy ciekawych bohaterów i pełnokrwisty kryminał miejski, w którym historia Warszawy, ze szczególnym naciskiem na Ochotę, odgrywa tu bardzo istotną rolę. Miasto niewątpliwie jest jednym z bohaterów Odmętów śmierci; jest tłem i sceną wydarzeń zarówno obecnych, jak i tych z zamierzchłej przeszłości.
Z jednej strony mamy zabójstwo seniorki, z drugiej zaś młodego mężczyznę, który z załamaniem nerwowym, trafia na oddział psychiatryczny. Na początku możemy się jedynie domyślać, że te na pozór osobne i obce sobie wątki, coś łączy. Na pewno kłamstwa, ale czy coś jeszcze? No właśnie, kłamstwa... W Odmętach śmierci wszystko jest kłamstwem i wszyscy kłamią, choć z różnych powodów. Atmosfera jest tu, gęsta niczym zupa zaprawiana ciężką śmietaną i z każdą kolejną sceną wydaje się gęstnieć jeszcze bardziej. Znaków zapytania przybywa, a śmierć starszej pani niechybnie wydaje się mieć związek z wydarzeniami sprzed dekad.
Odmęty śmierci, to powieść o błędnych decyzjach, które rzutują na całe życie, to także historia o potrzebie odkupienia win, traumach, które piętnują psychikę i chciwości, która zasłania oczy niczym opaska Temidy. To także książka o zbrodniach i zawiłych życiorysach.
Lubię prozę Wojciecha Wójcika, bo po prostu dobrze się ją czyta. Jego styl jest niewymuszony, a rytm przyjemny w odbiorze, co dla mnie ma bardzo istotne znaczenie, zwłaszcza, gdy mam do czynienia z książką bardziej obszerną, a Odmęty śmierci niewątpliwie takie są. Ponad pół tysiąca stron, to całkiem sporo, ale choć niewątpliwie powieść tę należy zaliczyć do grubych, to tej wagi w ogóle się nie czuje. Myślę, że to zasługa dynamiki tej książki. Tutaj cały czas coś się dzieje, Wójcik nie daje chwili wytchnienia, prze do przodu mocno i konsekwentnie, serwując nam mroczną historię rodziny Kalinowskich; historię, w której ilość przysłowiowych trupów w szafie jest doprawdy imponująca.
Odmęty śmierci to bardzo dobre gatunkowe czytadło, w którym - na całe szczęście - główne role nie przypadły policjantom. Serio, mam już dość tych wszystkich literackich gliniarzy, jakby produkowanych w tej samej fabryce klonów. Każdy jeden po rozwodzie, zaglądający do kieliszka, kreujący się na kolejnego Brudnego Harry'ego od siedmiu boleści... No nie, to już się przejadło. U Wójcika mamy zwykłych ludzi, którzy kopią w historii własnej rodziny. To przekonuje mnie dużo bardziej niż kolejny papierowy "superglina". Odmęty śmierci, to książka, z którą nie miałem ani chwili nudy i chyba to jest najlepszą rekomendacją. Bo przecież po beletrystykę sięgamy właśnie po to, aby się nie nudzić, prawda?
© by MROCZNE STRONY | 2023