Rozmawiacie z dzieciakami czasem o wojnie? Tłumaczycie im jak to było, co się wtedy działo? Wasze dzieci zdają sobie sprawę z tego jak wielu ludzi w tym czasie zginęło? Nie tylko żołnierzy na froncie, ale wszystkich dookoła? Czy mówicie o tym, że źli ludzie potrafili krzywdzić nawet niewinne dzieci? Umiecie przekazywać Waszym maluchom te straszne rzeczy? Bo ja zawsze mam z tym problem... I choć moja Alicja jest już dużą dziewczynką to i tak zawsze staram się jakoś inaczej podejść do tego tematu. Załagodzić każdą straszną informację w nadziei, że jak nie powiem tego głośno, to znaczy, że to nigdy się nie wydarzyło... A przecież doskonale wiem, że to nie prawda...
Ostatnio obchodziliśmy 70 rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz. Wszędzie było bardzo głośno na ten temat co nie uszło uwadze mojego dziecka. Mała zaczęła więcej pytać, a ja nie miałam pojęcia co jej powiedzieć. Tłumaczyłam jej wszystko bardzo ogólnikowo. Że Niemcy wkroczyli bez pozwolenia do naszego kraju, że bardzo źle traktowali Polaków, a jeszcze gorzej Żydów. Że powstały takie specjalne miejsca, gdzie byli przetrzymywani ludzie, że często ci więźniowie umierali z głodu lub złego traktowania. Słowa związane z zabijaniem ludzi ot tak nie przeszły przez moje gardło nigdy. Nie potrafiłam także opowiedzieć mojej córce nic więcej, przekazać atmosfery jaka wtedy panowała. Warunków w jakich żyli niewinni ludzie. Zawsze brakowało mi słów. I choć bardzo chciałam, żeby mała miała świadomość jak straszna jest wojna, to sama nie byłam w stanie jej tego przekazać.
Jednak na wszystko jest sposób. Coraz częściej w takich sytuacjach jak ta ratują mnie właśnie książki. Lektur dla dzieci na naszym rynku jest całe mnóstwo. A ich tematyka jest tak różnorodna, że znajdzie się tu po prostu wszystko. Trzeba tylko dobrze się rozejrzeć. Ja dość szybko znalazłam to, co było mi potrzebne. Wspaniałą lekturę, przygotowaną właśnie dla dzieciaków w wieku mojej Ali i jednocześnie w pełni oddającą to co działo się kilkadziesiąt lat temu w Polsce. W czasie tej okropnej i zupełnie nie potrzebnej wojny. Mówię oczywiście o książce "Wszystkie moje mamy" Renaty Piątkowskiej. Opowiadaniu, które wywarło na mnie ogromne wrażenie, wycisnęło z moich oczu potok łez i sprawiło, że nigdy nie będę w stanie o nim zapomnieć. Historii małego Szymona. Żydowskiego chłopca, który cudem przeżył wojnę, dzięki dobroci ludzi, dzięki swoim pięciu mamom...
Gdy wybuchła wojna Szymon wraz z rodzicami i starszą siostrą mieszkał w Warszawie. Na początku zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego co to oznacza, że Niemcy wkroczyli do Polski. Był wesołym i beztroskim dzieckiem, dla którego największym bohaterem był jego ojciec. A Niemcy byli dla niego tylko zgrają żołnierzy, których wystarczy skrzyczeć lub pogonić, gdzie pieprz rośnie. Jednak poczucie bezpieczeństwa jakie tkwiło w tym kilkuletnim ciałku bardzo szybko zgasło. Bombardowania, granatowa gwiazda na ramieniu i ciągły strach przed łapankami to była jego codzienność. Ale to przecież dopiero początek. Potem było getto i straszliwa bieda... oj co ja zresztą będę Wam opowiadać. Wiecie przecież doskonale co się wtedy działo. Szymon przeżył to wszystko. A dzięki pewnej wspaniałej, bardzo odważnej kobiecie - może nam teraz opowiedzieć swoją historię...
Bo ta książka nie jest takim zwykłym opowiadaniem. To historia dziecka, które Irena Sendlerowa uratowała od zagłady. To przepiękna i niezwykle wzruszająca opowieść o miłości, poświęceniu i niezwykłej wręcz odwadze. Muszę Wam się przyznać, że za pierwszym razem przeczytałam tą lekturę sama. I teraz jestem zdania, ze postąpiłam właściwie. Bo podczas lektury tak bardzo płakałam, że w pewnym momencie tekst całkiem mi się rozmył i musiałam zrobić sobie przerwę. Ale to nie dlatego, że są w niej jakieś straszne rzeczy. To nie tak. Ta książka napisana jest z wielkim wyczuciem i wrażliwością. Nawet nie przypuszczałam, ze o tak strasznych rzeczach można mówić w tak delikatny i subtelny sposób. Jestem zdania, że to lektura, którą spokojnie możemy podsunąć 7 czy 8 latkowi. Pod warunkiem, że ich mama nie jest taką beksą jak ja ;)
Ale nic na to nie poradzę, że ja już po prostu tak mam. Choć dobrze wiem, że wojna to straszny czas. Wiem, co się wtedy działo i jak okrutni byli okupanci, to i tak czytając jakąkolwiek historię z tego okresu płaczę jak bóbr. Może dlatego właśnie staram się o takich rzeczach nie mówić głośno. Po prostu nie potrafię. Na szczęście istnieją takie książki jak ta, które ułatwią mi rozmowy z moim dzieckiem na tematy, które są dla mnie trudne. Ta lektura wywarła na mnie bardzo pozytywne ważenie i cieszę się, że trafiła w moje ręce. Opowiadanie "Wszystkie moje mamy" jest napisane w ciekawy i delikatny sposób. A jednocześnie jest tak bardzo prawdziwe. Niczego nie ukrywa, nie owija w bawełnę. Opisuje całą prawdę, nawet tą najbardziej brutalną w piękny (jeśli można to tak nazwać) sposób. Gorąco Wam tę lekturę polecam. Na prawdę warto po nią sięgnąć