"Jedna jedyna" stanowi dla mnie start w cykl z komisarzem Williamem Wistingiem. Ani nie był wydawany w Polsce w kolejności ani teraz - mimo istniejących na tę chwilę możliwości - nie zaczynam policyjnych perypetii od początku. Czy to jest błąd? Czy wiele tracę? W takich wypadkach na pewno nie wiem tego, co już zapisano w poprzednich trzech tomach o samym Wistingu i relacjach między pracownikami komendy, ale poza tym uważam, że niczego sobie w ten sposób nie odebrałam.
Spokojny tok narracji, bez męczącego powtarzania punktów śledztwa, wiadomych, sprawdzonych informacji czy rozbierania na czynniki pierwsze wszystkich kwestii. Zawrotnej akcji brak. Szaleńcze pościgi czy nieprzemyślane decyzje względem prowadzonej sprawy tutaj się nie pojawią.To dobrze skrojony kryminał, w którym policjanci - wydawać by się mogło - nieco miotają się pomiędzy poszczególnymi podejrzanymi, pewne informacje, podejrzenia prowadzą w ślepe zaułki jednak nie tracą z oczu najważniejszego - motywu. Wisting nie będzie mógł oprzeć się wrażeniu, iż wydarzenia, niejako dziejące się w tle, mają ten sam czynnik wyzwalający, Kajse Berg. Ale czy zaginięcie sportsmenki albo kota można łączyć z serią włamań i kradzieży? Jedna zaginiona, a trafiają się przy okazji inne ofiary. Czy, w którymś z wykopanych grobów, znajdą w końcu dziewczynę?
Mozolna praca śledczych, zbieranie dowodów i analizowanie kolejno napływających danych umożliwia głównemu bohaterowi eliminowanie podejrzanych, ale czy winny będzie tu tylko jeden człowiek?
Ciekawie rozpisana fabuła, niestereotypowo przedstawiony dowódca, człowiek bez nałogów, ciętego języka czy innych charakterystycznych cech. To przełożony, który zyskał już szacunek, podwładni wykonują polecenia bez szemrania, a spraw osobistych nie porusza się na forum; atmosfera w komendzie jest czysta. Horst postanowił skupiać minimalną uwagę na życiu osobistym Wistinga podając zdawkowe, niezbędne informacje. Pewne aspekty są podpowiadane przy pomocy córki, która pracując w gazecie podrzuca również ojcu informacje mogące pomóc w śledztwie. I to co mi się podoba: nie jest to czynione nachalnie. Subtelność tych działań broni się, bo ma uzasadnienie w toku przeprowadzanego śledztwa. Dowiadujemy się, że taka była intencja osób trzecich.
Gdybym miała określić powieść "Jedną jedyną" przy pomocy jednego słowa to było by to - zrównoważona. Taka właśnie jest ta powieść. Wyważenie na polu zawodowym, dochodzenie prowadzone bez nerwów w dużym skupieniu, materiał dowodowy poddawany zarówno analitycznym jak i intuicyjnym umiejętnościom Wistinga. Życie prywatne stonowane, bez większych załamań, nienarzucająca się podczas akcji Lin i gdzieś tam żona. Dochodzenie też nie przechodzi poważnych ewolucji, po prostu jest prowadzone skrupulatnie i pomimo wpadania - od czasu do czasu - na ścianę nie zamiera, posuwa się na przód dając odczucie, że podążamy w odpowiednim kierunku. Przyjemnie śledzi się poczynania bohaterów, aż nie chce się pochłaniać całości w jeden wieczór tylko dawkować sobie po trochu przez kolejne dni.