Apokalipsa. Wszechświaty. Pamięć. Co się stało? Jakie są tego skutki? Czym jest Pamięć i jak się z niej wydostać? W końcu musi być z niej jakieś wyjście, prawda? Bo życie we wspomnieniach, nie odkrywając niczego nowego na swojej drodze, a jedynie mijając miejsca i spotykając ludzi, których się kiedyś poznało i zobaczyło nie sprzyja niczemu dobremu. Kiedy nastała nowa Era? Jak funkcjonują ludzie i jak do tego wszystkiego doszło? A może tak naprawdę otaczający świat nie jest rzeczywisty? Może to jakaś gra, sen albo złudzenie?
„Wszechświaty. Pamięć” znacznie różnią się od poprzedniej części. Tam fabuła była bardziej skupiona na samym poznaniu się głównych bohaterów, na zrozumieniu całej sytuacji, w której się znaleźli. Akcja była bardziej dynamiczna, choć to tutaj jest więcej ku temu sposobności. Cała tajemnica, odkrywanie, pościgi, wycieczki i błądzenie. Apokalipsa i jej następstwa. Czy jest coś po tym?
Wizja przyszłości przedstawiona przez autora jest dosyć realistyczna i niestety niezbyt optymistyczna. Niektóre jej elementy będą nam bliższe wcześniej niż mogłoby się wydawać. Zaś cała koncepcja Pamięci, choć na pierwszy rzut oka jest zbawienna i większość ludzi chciałoby się w niej znaleźć po jakimkolwiek końcu świata, niestety tak naprawdę taka nie jest. Z czasem, gdy dowiadujemy się o niej coraz więcej, odkrywamy kolejne zakamarki, zdajemy sobie sprawę z tego, jaka jest skomplikowana i nie do końca przychylna człowiekowi na dłuższą metę.
O ile w poprzedniej części polubiłam bohaterów, tak tutaj jakoś nie udało mi się zwrócić na nich szczególnej uwagi. Nie wyróżniali się niczym szczególnym, a Jenny zaczęła mnie w pewnym momencie irytować. Nie tylko ona znalazła się w tej surrealistycznej sytuacji, a tak się czasami zachowywała. Chyba największym zaskoczeniem w całej powieści był wątek nowych postaci – Bena i jego ojca, który okazał się zupełnym zaskoczeniem. Ten poświęcony Alexowi, Jenny i Marco był również ciekawy, jednak szkoda że już oni sami tacy nie byli.
Wydaje mi się, że ucierpieli oni na rzecz rozbudowanej akcji i innych elementów świata przedstawionego. Wieloświatów, Pamięci, zagadek czy Nowej Ery – jej społeczeństwa, zasad i funkcjonowania. Przyczyn i skutków. Dobrze, że chociaż to jest dopracowane i naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Najważniejsze informacje są podawane stopniowo, dzięki czemu nie odnosi się uczucia przesytu i ich nadmiaru, co doprowadziłoby do pogubienia i jeszcze większego mętliku w głowie, zważając na fakt, że już temat poruszany przez Patrignani nie należy do najłatwiejszych.
Jestem bardzo ciekawa, co autor wymyślił w „Utopii”. Tym bardziej, że zakończył swoją powieść w dość jednoznaczny sposób, niewymagający kontynuacji za wszelką cenę, mając na uwadze tylko sam epilog. Ale takie spostrzeżenia pojawiają się tylko tuż po przeczytaniu. Bo jednak gdyby się uprzeć, co nieco może wydawać się niejasne, więc aż prosi się o uzyskanie odpowiedzi na nasuwające się pytania. Mam nadzieję, że Leonardo Patrignani zaskoczy mnie w finale swojej trylogii, która będzie tak porywająca jak pierwszy i tak przemyślana i rozbudowana jak drugi tom. Czekam na coś, co zwali mnie z nóg, bo muszę przyznać, że poprzedniczka bardziej wciągnęła mnie do swojego świata, zaś „Pamięć” jest bardziej dopracowana pod względem całej teorii wieloświatów i zagadki z nią związanej. Pozostaje tylko czekać na zapowiedź, o której niestety jeszcze nic nie słychać.