"Kaszmirowa chustka" zwróciła moją uwagę z kilku powodów. Po pierwsze autorka zabiera czytelnika na moje ukochane Podlasie. Po drugie ładna, nieco nostalgiczna okładka wpisuje się idealnie w ten region, a po trzecie zbieżność nazwisk - Celina Mioduszewska była moją ciotką - siostrą cioteczną mojej babci pochodzącej właśnie z tamtych okolic. Czy zatem mogłam się oprzeć tylu zbiegom okoliczności?... Otóż nie. I tym razem to sentyment zdecydował, że w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl wybrałam sobie właśnie "Kaszmirową chustkę" nieznanej mi jeszcze dotąd polskiej pisarki.
Celina Mioduszewska zaprasza nas na pełną nostalgii i zadumy podlaską wieś. Do czasów, gdy w jednym domostwie żyły wielopokoleniowe rodziny, kiedy jeździło się w swaty aby ożenić syna, a wyprawa do kościoła wiązała się z istną rewią mody. W takich czasach przyszło żyć Antkowi Grądzkiemu i Annie Dąbrowskiej - ludziom, którzy mięli szansę spędzić razem życie, ale los miał wobec nich inne plany. Antek nie odważył się poprosić o rękę majętnej Andzi, ale związał się ze Stasią, a Anna została panią Nizińską. Od przeznaczenia jednak nie da się uciec. To, na co nie odważył się ojciec, stało się udziałem jego syna. I tak oto po latach Jan Grądzki ma szansę poślubić Janinę Nizińską - córkę Anny...
Pani Celina z sentymentem i tkliwością pisze o czasach, których już nie ma. Wraca do tradycji i obyczajów, które warto pielęgnować, pokazuje zacofanie i zaściankowość, które także mają swój niezaprzeczalny urok. Maluje słowem sielską atmosferę prowincji zakłócaną co pewien czas przez nieszczęścia i tragedie. Życie płynie tu powoli, a jego rytm wyznaczają pory roku. Jest czas siewu, dojrzewania, zbiorów i krótkiego zimowego odpoczynku, a wszystkiemu towarzyszy przemijanie.
Język powieści jest prosty, ale nacechowany poetyckimi elementami, stylizowany w pewnym stopniu na podlaską gwarę. Nie będę się tu czepiać niektórych dziwacznych sformułowań, bo to nie one najbardziej mnie raziły. Nie mogłam zdzierżyć natomiast błędów merytorycznych. Jeśli dziecko jest Lesiem, to niech w następnym akapicie nadal będzie Leszkiem, a nie Ludwiczkiem. Jeśli Irena Rylska ma męża Tadeusza, to niech nie okazuje się on Henrykiem, a Antek niech nie zamienia się we Władka. Słabe to bardzo, nieprofesjonalne i nieeleganckie wobec czytelnika.
Autorka pokusiła się o zestawienie ze sobą dwóch światów - zacofanej wsi i nowoczesnego miasta. Przyznaję, że wyszło to całkiem zgrabnie, a kontrasty na pewno da się zauważyć. Duży plus za ciekawe i niebanalne opisy przyrody. Odgłosy natury w postaci wiejącego wiatru, szemrzącego strumienia, padającego deszczu czy szumiących drzew przemawiają do nas niemal z każdej strony.
Wykreowani bohaterowie bardzo przystają do tamtych czasów. Autorka stworzyła kilka naprawdę ciekawych portretów charakterologicznych. Moimi faworytami zdecydowanie okazała się para młodych bohaterów - Janka i Janek. Spodobała mi się ich konsekwencja i uparte dążenie do celu. Mam też sporo ciepłych uczuć wobec mocno doświadczonej przez życie babci Broni.
"Kaszmirowa chustka" była dla mnie taką baśniową opowieścią o czasach, które znam z rodzinnych historii, a które odeszły do przeszłości wraz z domami krytymi strzechą, alkierzami, piecami chlebowymi i wozami drabiniastymi. Uwielbiam takie klimaty i chętnie jeszcze na pewno nie raz do nich wrócę.