Trudno zaklasyfikować książkę pt. Szczyty. Podróż po Himalajach Eriki Fatland do jednego gatunku literackiego. Najbliżej jej do reportażu z wyprawy po najwyższych górach świata, w którym autorka skupia się nie tyle na wartych obejrzenia zabytkach i miejscach, co na napotkanych ludziach. To książka barwna, bogata, wnikliwa, lecz jakby przydługa. Być może warto rozłożyć jej czytanie w czasie, by nie straciła niewątpliwego uroku, jaki w sobie ma.
Erika Fatland jest norweską podróżniczką i antropolożką, która w swoim dorobku ma inne reportaże z podróży po krajach azjatyckich i europejskich. Czytając Szczyty. Podróż po Himalajach, nie sposób nie docenić doskonałego przygotowania autorki do wypraw. Opisy odwiedzanych miejsc i ludzi przeplatają się z informacjami dotyczącymi historii regionu, wierzeń i zwyczajów mieszkańców. U podnóża gór stykają się ze sobą trzy wielkie religie: hinduizm, buddyzm i islam, z czego nie raz wynikały dziejowe burze. Na przestrzeni wieków powstawały tam i upadały państwa i królestwa. Konflikty pomiędzy potęgami militarnymi, jakimi są Chiny, Indie czy Pakistan, nawet dzisiaj nie są tylko wspomnieniem.
W książce Szczyty. Podróż po Himalajach autorka najbardziej skupia się na ludziach. Ich historie są żywym obrazem życia na tych terenach, mentalności społeczeństwa, religijności, świadomości. Często też są świadectwem historycznych zdarzeń. Bogactwa tych spotkań i rozmów nie sposób opisać – mnie utkwiły w pamięci relacje o Szerpach, którzy wspinają się na Mount Everest, narażając życie, o handlu kobietami, szamanach czy żywych nepalskich boginiach.
Jednocześnie autorka ukazuje w książce egzotykę i zróżnicowanie kulturowe miejsc, które odwiedza. Miliony bogów, w których wierzą mieszkańcy. Absurdalne zasady religijne, które stanowią niebezpieczeństwo dla życia kobiet. Krwawe ofiary ze zwierząt. Wszystko to dzieje się w świecie niedaleko nas i pokazuje, jak mało jeszcze wiemy o współczesnych nam ludziach.
Samo podróżowanie w książce Fatland sprowadza się do znoszenia trudności biurokratycznych, oczekiwania na różne zgody, przedzieranie się przez niebezpieczne, wyboiste i strome drogi, które nie raz blokowane są przez skalne i błotne osuwiska. Czasami autorka korzysta z samolotu. Ponadto pokonuje również ograniczenia organizmu, wspinając się do bazy u podnóży Mount Everestu, gdzie doświadcza choroby wysokościowej. Towarzyszą jej przewodnicy i tłumacze.
Samo wydanie książki nie pozostawia nic do życzenia. Po pierwsze, tekst został podzielony na dwie części, zgodnie z etapami podróży. Po drugie, co kilka rozdziałów zamieszczono mapę, na której zaznaczono miejsca odwiedzane przez autorkę, co bardzo ułatwia orientację w tej części świata, która mi osobiście nie jest znana. Ponadto znajdziemy tam również dwie wkładki zawierające kolorowe zdjęcia z podróży.
Wyruszyłam w wędrówkę z Eriką Fatland zafascynowana jej narracją i egzotyką opisywanej przez nią części świata. Z zapałem czytałam o przedziwnych wierzeniach, historycznych uwarunkowaniach, majestatycznych górach, pokonywaniu słabości w drodze na szczyt. Gdzieś w międzyczasie straciłam jednak energię i kończyłam tę podróż resztkami sił. Akapity o historii zaczęły mnie nużyć. Tak jakby trudy ośmiomiesięcznej wyprawy dotknęły mnie fizycznie.
Nie umiem tego wyjaśnić inaczej niż objętością publikacji. Warto podkreślić, że styl autorki jest lekki, a opinie obiektywne. Sprowadzają się do opisu wydarzeń, spotkań, relacjonowania rozmów, bez najmniejszego wartościowania. Poza tym Szczyty. Podróż po Himalajach jest książką zróżnicowaną i dynamiczną, momentami zabawną, a jednak czytając ją, trudno utrzymać uwagę do ostatniej strony. To rozczarowujące. Tym niemniej nie chciałabym, aby to wrażenie przysłoniło prawdziwą wartość i urok reportażu. Myślę, że z przyjemnością wrócę do niego po przerwie.