Po świetnym „Sierocińcu janczarów” bez wahania rzuciłam się na „Szczurzy szlak”. Byłam przekonana, że pomimo nieszczególnie lubianej przeze mnie tematyki nazistowskiej powieść jednak mnie zainteresuje i wywoła podobne wrażenia, jak wspomniany „Sierociniec…”. No niestety, niemal od początku zaczęły się dla mnie schody… Czytanie szło mi strasznie opornie, nie mogłam się wciągnąć, książka mnie nie przywoływała, a nawet odczuwałam ulgę, kiedy ją odkładałam. Trudno mi było skoncentrować się na sednie fabuły, bo autor wielokrotnie odbiegał od tematu czyniąc w tekście mnóstwo nieistotnych dla fabuły dygresji czy wtrętów w stylu „small talk”, np. rozmowa dot. kluczowych wydarzeń przeplatana jest błahymi zdaniami o zachwytach nad trunkiem, konkretnie calvadosem. W ogóle rozmowy bohaterów, w większości panów w średnim wieku, czasem były lekko żenujące, szczególnie gdy ściągało ich w stronę erotyki.
Doceniam historyczną jakość i rzetelność tematu, widać, że z historią autorowi bardzo po drodze, ale niestety, do mnie powieść nie trafiła, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak to sobie wyobrażałam. Przyznaję jednak ogromny, taki naprawdę ogromny, plus za to, że autor podjął wątek nazizmu inny niż obecnie popularny w literaturze. Nie ma tu zromantyzowanej zakazanej relacji o przysłowiowej Wandzie co nie chciała (a może chciała) Niemca, nie znajdziemy tu starych listów na strychu, nie będzie pamiętnika prababki, w którym wyznaje, że jej pierworodny jest tak naprawdę synem niemieckiego oficera Wermahtu czy innych wałkowanych do znudzenia tematów (oczywiście opartych na autentycznych historiach czy wydarzeniach), składających się na modny i mocno ostatnio eksplorowany w literaturze trend nazistowski czy „holo-polo”. Nie kwestionuję jakości takich powieści, ale w swoim czasie przeczytałam ich sporo i zwyczajnie czuję się zmęczona i nasycona tymi tematami. W „Szczurzym szlaku”, dla odmiany, autor skupił się na wątku sensacyjnym (z nutą kryminału) osnutym wokół projektu utworzenia IV Rzeszy na zgliszczach klęski Hitlera, któregoż to czynu zamierzała dokonać grupa kilku wysokich rangą niemieckich oficerów, zamierzających uprzednio dostać się do Argentyny i tam właśnie doprowadzić do odrodzenia się ideologii nazistowskiej.
W pewnym momencie w powieści pojawiają się postaci znane z „Sierocińca…” i wówczas zaczyna się robić bardziej interesująco. Zaciekawił mnie kierunek rozwoju akcji, powiązania między bohaterami oraz to, jak autor zamierzał połączyć wydarzenia z roku 1943-44 ze współczesnymi. Czasami odnosiłam wrażenie jakiejś nierzeczywistości i na siłę tworzonej atmosfery zagrożenia, a niektóre działania z udziałem Terleckiego przypominały mi akcje rodem z Jamesa Bonda w wersji tragikomicznej.
Trudno mi też nie zwrócić uwagi na to, że jest to bardzo alkoholowa powieść. Bohaterom, wszystkim, nie wyłączając leciwej emerytowanej nauczycielki, na każdym kroku towarzyszy alkohol. Nie są w stanie przeprowadzić najprostszej rozmowy bez podlania jej morzem alkoholu, ustawicznie myślą o trunkach lub ich braku, a sklepy monopolowe są jednymi z najczęściej odwiedzanych lokalizacji. Terlecki znietrzeźwia się do tego stopnia, że pada jak kłoda i nie jest zdolny nawet odebrać telefonu od córki. Zastanawiam się, czy naprawdę trzeba aż tak powielać stereotyp Polaka-alkoholika.. Tutaj jest wręcz dionizyjska pochwała i celebracja wszystkiego, co ma w sobie procenty. Alkohol jest w tej powieści traktowany jako antidotum na wszystko. Żeby nie być gołosłowną, przytoczę fragment (jeden z mnóstwa podobnych) wypowiedzi Terleckiego: „ – (…) O’Sullivan twierdzi, że Howański był ważnym, ale jednak tylko trybikiem w wielkiej operacji budowy Czwartej Rzeszy. Miała powstać w Argentynie, ideologia nazistowska miała się odrodzić najpierw tam, później opanować całą Amerykę Południową, a następnie rozlać się po Europie. À propos rozlania, mamy jeszcze piwo?”.
Jestem pewna, że powieść przypadnie do gustu pasjonatom historii dot. II wojny św., ja się do nich nie zaliczam, stąd pewno moje lekko nieprzychylne spojrzenie na fabułę… Niemniej, czekam na kolejne powieści Piotra Gajdzińskiego.