Powieść Jodi Picoult „Iskra światła” już od dłuższego czasu czekała na półce mojej biblioteczki na przeczytanie. Muszę przyznać, że już się trochę stęskniłam za piórem tej poczytnej amerykańskiej pisarki i chętnie zasiadłam do lektury.
Fabuła książki skupia naszą uwagę wokół jednego z najbardziej kontrowersyjnych i delikatnych tematów jakim jest ochrona życia poczętego. Są kraje, w których aborcja jest ogólnie dostępna, w innych została dozwolona jedynie pod pewnymi warunkami, w jeszcze innych jest definitywnie zakazana. W Stanach Zjednoczonych dostępność zabiegu zależy bezpośrednio od regionu, ale jedno jest pewne i niezmienne – aborcja to zawsze ostateczność, a jej dokonywanie wzbudza wiele emocji i generuje napięte sytuacje z uwagi na różnicę zdań i poglądów.
Jodi Picoult zaprasza nas do niewielkiego miasteczka Jackson w stanie Missisipi, gdzie znajduje się jedna z klinik dla kobiet, w której mogą one legalnie i bezpiecznie usunąć ciążę. Miejsce to wzbudza ogromne zainteresowanie i jest piętnowane przez obrońców życia poczętego. Liczne protesty i pikiety przeciwników aborcji dezorganizują prace personelu medycznego, ale też powodują zamieszanie, które wykorzystuje zdesperowany uzbrojony mężczyzna George Goodard aby wejść do budynku. Padają strzały, są ranni, a pracownicy i pacjentki zostają zakładnikami zamachowca. Mediatorem w tej trudnej, patowej i tragicznej w skutkach sytuacji jest detektyw miejscowej policji Hugh McElroy, który podejmuje się negocjacji z przestępcą.
Dlaczego terrorysta wybrał sobie na cel klinikę w Jackson i jakie były okoliczności tego zdarzenia przeczytacie w książce, która w dość charakterystyczny sposób ujawnia kulisy zdarzeń. Będziecie mogli także rozszyfrować tytuł, który od samego początku intryguje.
Podziwiam Jodi Picoult za odwagę i stanowczość w przedstawieniu tematu aborcji. Autorka nie pierwszy raz pisze o trudnych, kontrowersyjny i niewygodnych problemach, często tych określanych mianem tabu, które trzeba ujawniać, nagłaśniać i o nich mówić. Ale tym razem jest to prawdziwy manifest w imię wolnego wyboru każdej kobiety. Powieść jest bardzo dobrze przemyślana, dopracowana w najmniejszym szczególe i niezwykle prawdziwa, szczera, po prostu ludzka.
Powołując do życia naprawdę szerokie grono bohaterów autorka starała się pokazać różne aspekty tego złożonego problemu. Bohaterowie dzielą się na dwa obozy: pro-life i pro-choice, które ścierają się ze sobą. Mamy zatem lekarza, który dokonuje zabiegów, są pielęgniarki, recepcjonistka, pacjentki oraz zupełnie przypadkowe osoby poszukujące lekarskiej porady. Wśród bohaterów znalazła się również osoba z grona jawnych przeciwników aborcji. Każda z tych postaci ma swoje racje, każda znajduje się w innej sytuacji i reprezentuje odmienny światopogląd, ale jednocześnie dla każdej z tych osób zabieg przerwania ciąży to ostateczność. Autorka postarała się abyśmy mieli szansę na obiektywne i całościowe podejście do tematu, bez względu na własne poglądy i przekonania. Zdarzenia wywołują emocje, niektóre fragmenty są wstrząsające, inne wzruszają albo zaskakują.
Powieść została skonstruowana w niecodzienny sposób. Akcja rozgrywa się w ciągu zaledwie jednego dnia, ale mamy tu odwróconą narrację. Najpierw obserwujemy konsekwencje działań zamachowca, a następnie cofamy się w czasie stopniowo o kolejne godziny aż do samego poranka. Jest to zabieg celowy, który ma nam pomóc w obiektywnej ocenie sytuacji. Mam jednak wrażenie, że za sprawą takiej kompozycji i w połączeniu z szerokim gronem bohaterów do wydarzeń wkrada się chaos, wątki się urywają. Trzeba naprawdę mocno się skupić na lekturze, żeby nie pogubić się w przebiegu zdarzeń.
Zaskoczyło mnie trochę posłowie, czyli słowa skierowane bezpośrednio od autorki i zamieszczone na końcu książki. Ta część książki wzbudza spore kontrowersje i nie wiem, czy było to potrzebne. Według mnie powieść powinna zakończyć się epilogiem i ewentualnie podziękowaniami.
„Iskra światła” to na pewno wartościowa historia obyczajowa, choć moim zdaniem nie jest to najlepsza opowieść Jodi Picoult. Cieszę się, że mogłam przeczytać książkę samodzielnie, bo audiobook zapewne wprowadziłby jeszcze większy chaos. Pozostaje mi więc tylko potraktować tę książkę jako tzw. wypadek przy pracy i za jakiś czas sięgnąć po kolejną powieść autorki.