Nosił wilk razy kilka ponieśli i wilka. Któż z nas nie zna tego przysłowia. Nasunęło mi się ono przy okazji lektury "Wolffa" autorstwa
Izy Maciejewskiej który to egzemplarz otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Magnolia
Tytułowy Wolff- Aleksander Wolff- to prawdziwy wilk 🐺 który nosił różne niecne sprawki na swoich barkach nie raz nie dwa. W końcu jednak passa się odwróciła i to jego poniesiono do lasu. Amelia znalazła się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie kiedy wprost na maskę jej zdezelowanej Pandy wyskoczył groźny i niebezpieczny Wilk. Instynkt nakazywałby uciekać gdzie pieprz rośnie jednak młoda kobieta postanawia pomóc Aleksandrowi wrócić do cywilizacji. Przypłaca to jednak atakiem swojej wieloletniej przyjaciółki Amandy jak nazywa zdiagnozowaną u siebie przed laty epilepsję. Tutaj zatrzymam się chwilę na motywie choroby bo jak wspominałam przy okazji zapowiedzi recenzenckiej tego tytułu epilepsja to również moja przyjaciółka. Dziesięć lat temu u mnie również została zdiagnozowana taka Amanda na szczęście dzięki szybkiemu wdrożeniu leczenia od tamtego czasu mnie nie odwiedza a od 6 lat nie biorę już leków. Temat tej choroby jednak pozostał tak jak widmo że kiedyś może jeszcze wrócić. Więc utożsamiam się w 100 % z główną bohaterką Amelią. Znam te jej wszystkie rozterki związane z chorobą jak i te o niskiej samoocenie. Wolff- to jakby moja historia przerzucona na papier. Po prostu musiałam ją przeczytać. Autorka zrobiła świetny research jeśli chodzi o temat epilepsji. Potraktowała chorobę szczegółowo ale nie tylko z punktu widzenia medycznego, neurologicznego ale również z psychologicznego. Dla wielu osób epilepsja to choroba z napadami, drgawki, utrata przytomności i tyle. A dla chorych którzy się z nią zmagają to również bardzo często wstyd, niska samoocena, rezygnacja z wielu rzeczy.
I tutaj zaskoczyła mnie reakcja Olka. Nie spodziewałam się że taki typ jak on tak pozytywnie podejdzie do tematu i do samej dziewczyny. Oboje żyją w jakimś stopniu na krawędzi. On działając na granicy prawa a ona żyjąc w wiecznym strachu, że każda silniejsza emocja czy wydarzenie spowodować może u niej napad. Rodzina zamknęłaby ją najchętniej pod kloszem. Olek stał się więc dla niej powiewem świeżości i smakiem wolności jakiego dotąd nie zaznała. Tych dwoje kompletnie do siebie nie pasowało a jednak ktoś na górze stwierdził że historia zatoczy koło i aranżowany na potrzeby chwili związek Melki i Olka przerodzi się w coś więcej.
Ta historia daje nadzieję osobom chorym na to, że one również mają szansę na bycie szczęśliwym i kochanym. Że każda duszyczka nawet tak mroczna jak dusza Wolffa zasługuje na ratunek. W tym miejscu warto wspomnieć przepowiednię starej cyganki "Ona uratuje ciebie, dziewczyna słaba ale o silnym sercu, ty uratuj ją..."
I tym optymistycznym akcentem pozwolę sobie zakończyć skromną recenzję. A was drodzy czytelnicy zachęcam do lektury "Wolffa" do autorki Izy Maciejewskiej mam nieśmiałe pytanie może losy Tomka, Niny i Ewuni też będą miały kiedyś szansę ujrzeć światło dzienne? W końcu Nina też skrywa swoją tajemnicę o której istnieniu Tomasz powinien się dowiedzieć. Serdecznie dziękuję za tą historię i za możliwość jej zrecenzowania.