Okej, otworzyłem więc to opowiadanko i z miejsca zacząłem się zastanawiać - czy to ja, czy nie ja. Czy odnajduję siebie w opisach stanów psychicznych głównego bohatera - narratora (czy może być inaczej u Kariki?) czy może niekoniecznie. Czy odbijam się w tym, co czytam na temat tego, co dzieje się z jego psyche, czy nie. I doświadczyłem wahadełka :) Raz było, że odbijam, raz że nie. Raz widziałem siebie w tym bezimiennym (w powieściach Kariki, przynajmniej tych, które znam, z reguły trudno wychwycić imię centralnej postaci, tu, chyba symbolicznie, nie pada ono w ogóle) chłopaku, raz nie. I to było nawet fajne, tak częściowo byłem nim, w moich stanach bolącej samotności, których przecież wiele przeżyłem już w życiu, a częściowo nie. Częściowo się w tym tekście odnajdywałem, a częściowo to nie byłem ja. I tak przeszedłem przez pierwsze kilka stron, po czym zaczęło się coś zupełnie innego.
I tu rodzi się następne pytanie, ważniejsze - czy to coś było potrzebne? Czy takie nagromadzenie brutalności, takie nagromadzenie okrucieństwa, ostrych scen, było konieczne, by autor osiągnął to, co chciał. Od razu powiem: chyba było. W sensie - prawdopodobnie nie dało się tego zrobić inaczej. Ale... no, skoro to ma być wersja demo twórczości słowackiego pisarza, takie pokazanie czytelnikom i w szczególności potencjalnym czytelnikom jak to u niego jest, no a u niego zazwyczaj nie ma tego tyle, to może to być potraktowane jako w jakimś tam sensie oszustwo. Oczywiście w Karikowej twórczości (znów: tej, którą znam) trupów jest sporo, ale prawie zawsze tylko pod koniec tekstu i, co ważniejsze, nie idzie w niej w żadnym razie o "lanie się krwi". W "Samotności" też oczywiście nie szło, ale jatki było tu tyle, że trochę "ilość przeszła w jakość", trochę siłą rzeczy czytałem to jako o nowelkę o tym, jak dziko może być. Powtórzę: wygląda na to, że jednak inaczej się nie dało, inaczej to zdanie (tak, TO zdanie na końcu) nie wybrzmiałoby tak mocno, inaczej nasze przypuszczenia co do stanu głównego bohatera nie splotłyby się tak ładnie w końcówce, więc pewnie było to konieczne.
Na usprawiedliwienie pisarza dodam, że owo budowanie tekstu wokół jednego zdania wyszło autorowi naprawdę nieźle. Patrzcie, taki przykład - żeby to się w pełni udało musieliśmy nawiązać jakiś tam, choćby śladowy, związek emocjonalny z tym chłopakiem wprowadzonym pod sam koniec i opisanym w chyba półtora zdania :) I jakimś cudem nawiązaliśmy :) Jakoś się to pisarzowi udało - znak to jego sporej biegłości w pisarskim rzemiośle.
Ponadto zaś - ha, pod takim najważniejszym może względem, gdy idzie o dobór słów, budowę zdań, stosunek narratora do czytelnika - było bardzo Karikowo. Hmmm, zwróćcie uwagę, w zasadzie duża część tej recki to próba spojrzenia na "Samotność" w kontekście ogółu jego pisarstwa.
Na minus natomiast przemyślenia głównego bohatera pod koniec - czysty bełkot, a jednocześnie nie taki bełkot, który pasowałby do jego aktualnego stanu psychicznego. O nic w nich nie chodzi, nie ma w nich miejsca na Platona czy Kanta (a na serio można by ich tam umieścić) do niczego nie prowadzą. Są bo w poważniejszych Karikowych tekstach są jakże liczne podobne wstawki? Okej, ale w nich mają sens. Tu żadnego nie da się dopatrzeć. Swoją drogą ciekawe - przemyślenia dał, a rysu na temat społeczeństwa słowackiego, które to rysy też tak przecież lubi, nie, w najmniejszym nawet stopniu.
Kończę, bo zaraz ta recka zrobi się dłuższa niż samo opowiadanko :) Warto, dla tego jednego zdania pod koniec. Autentycznie miałem lekki wstrząs ciała, niezależnie od tego, na ile łatwo się pewnych rzeczy domyślić.
PS: Wzmianka, że głównego bohatera niedawno rzuciła dziewczyna to chyba naprawdę musi być zawsze u tego autora :)