Jestem niemalże świeżo po skończeniu "Wojny makowej", której ostatnie strony przeczytałam dzisiaj o 3 w nocy.
Co tu się stało...
Sama książka jest podzielona na trzy części. W pierwszej z nich śledzimy losy nastoletniej sieroty Rin, która zaczyna uczęszczać do elitarnej szkoły wojskowej w Sinegradzie. Cała część skupia się na latach nauki dziewczyny oraz samej akademii. Przyznaję, że czytając ten początek dziwiłam się czemu książka opisywana jest jako grimdark, bo bądź co bądź, za dużo brutalności i akcji tam nie było. Szkolne kłótnie i nauka, nic wielkiego. Zaczynając drugą część zaczęłam to powoli rozumieć. Natomiast w trzeciej części... no, wtedy już wiedziałam. To nie jest książka dla młodszych czytelników, zapewniam.
Świat wykreowany przez autorkę jest świetny. Przyznaję, że przez większość czasu trudno było mi się w nim połapać, jednak w chwili, gdy kończyłam książkę nie miałam z tym żadnego problemu. Polityka odgrywa niemalże główne skrzypce w tej książce, co jest dla mnie ogromnym plusem.
Podoba mi się również to w jaki sposób Kuang przedstawiła wojnę. W wojnie cierpią wszyscy. Tu nie liczy się kto jest tym dobrym, tylko kto jest silniejszy. Pokazała wojnę ze strony tych najsłabszych, zdesperowanych cywilów, którzy nie potrafią się sami obronić. A jak wiemy, desperacja pociąga ludzi do różnych czynów.
System magii stworzony przez autorkę jest niezwykły. Trudno mi nawet go wytłumaczyć, bo jest on tak złożony, że pewnie w trakcie bym coś pomyliła. Powiem jedynie, że bogowie przedstawieni w książce, są czymś zupełnie innym niż ci, których dotychczas znaliśmy. ◇
Przejdę teraz do mojej ulubionej części: bohaterów.
Rin, to jest tak zaciekła postać, że jestem naprawdę jej pod wrażeniem. Kiedy ona sobie coś postanowi, to nie spocznie póki tego nie zrobi. Dziewczyna swoim uporem potrafi dokonać naprawdę niemożliwego. Nie jest jednak doskonała. Jest impulsywna, nigdy nie wie kiedy przestać, za wszelką cenę pragnie mocy. Ma dość bycia kimś maluczkim.
Bywała dla mnie irytująca, i mimo że rozumiem jej motywy, to nie zgadzam się z jej wyborami. W pewnych momentach sama odczuwałam lekki niepokój, czytając o jej działaniach. Różni się od bohaterek, które dotychczasowo spotkałam w książkach.
Warto również wspomnieć o Jiangu, czyli mistrzu Rin, który jest chyba moją ulubioną postacią z książki. Uwielbiam to jakim jest dziwakiem. Naprawdę, ten człowiek jest tak nieprzewidywalny i nietypowy, że nie da się go nie lubić. Jego humor i zachowanie to złoto.
Co do reszty postaci, Nezhy, Kitaja, Altana i całej jego bandy, to mogłabym pisać o nich eseje, zwłaszcza o Altanie, którego uwielbiam, jednak w recenzji nie ma już dla nich za wiele miejsca, nie zmienia to jednak tego, że postacie to kolejny świetnie wykonany aspekt tej książki. Uczucia i zachowania są niemalże prawdziwe.
Trzeba również wspomnieć o tym, że w książce nie pojawia się wątek miłosny, co na goodreads potwierdza sama autorka! Muszę przyznać, że na początku byłam lekko zawiedziona, jednak zagłębiając się w fabułę coraz bardziej, straciło to dla mnie znaczenie. Jest tu o wiele więcej rzeczy, które są lepsze od romansu!
Nie chcę, żeby ta recenzja była za długa, dlatego w tym momencie myślę, że powinnam kończyć, bo wiem, że mogłabym pisać o tej książce cały czas.
Historia opowiedziana przez Rebeccę jest niesamowita. Mimo że porusza ona wiele wątków, przede wszystkim wojny, to mnie najbardziej urzekło przedstawienie zemsty. Autorka pokazuje nam, jak to złość i nienawiść potrafią manipulować człowiekiem, oślepić go i zapanować nad nim. Zemsta mimo swoich obietnic zabiera więcej niż może dać i zdecydowanie nie jest warta swojej ceny. O tym przekonał się niejeden bohater "Wojny makowej". Moja ocena: Nie miałabym serca gdybym dała coś innego niż 10/10