Książka Tuchman poświęcona jest początkom I Wojny Światowej, ale zaczyna się wspaniałym opisem pogrzebu angielskiego króla Edwarda VII w roku 1910, na którym po raz ostatni spotkali się monarchowie europejscy. Po I Wojnie większości tych monarchów już nie było... A potem mamy kronikę tygodni poprzedzających I Wojnę i opis pierwszego miesiąca konfliktu, sierpnia 1914 r. Rzecz cała kończy się opisem bitwy pod Marną we wrześniu 1914 r. Autorka koncentruje się głównie na froncie zachodnim, ale mamy też trochę o zmaganiach Rosji z Niemcami, co ciekawe, Polski u Tuchman w ogóle nie ma. Za to pisze dużo o Belgii...
Bardzo ciekawie pokazuje Tuchman jak do wojny przygotowywały się sztaby generalne głównych protagonistów. Oto doktryna sztabu francuskiego opierała się na tym, że Niemcy uderzą bezpośrednio, a Francuzi będą frontalnie atakować. W ogóle nie rozpatrywano wariantu, że Niemcy uderzą na neutralną Belgię, i przez Belgię wejdą do Francji (co się właśnie zdarzyło). Gdy jeden z generałów francuskich zalecał bardziej elastyczną taktykę, to był sekowany przez kolegów i kariera się mu się załamała. Wręcz niepojęte jest, że francuski sztab generalny wykazywał się taką niekompetencją, i brakiem elastyczności.
Z kolei niemiecki sztab generalny zakładał błyskawiczne podbicie Francji, ale silny opór Belgii oraz zacięta obrona połączonych sił francuskich i brytyjskich spowodowały, że niemieckie nadzieje na szybkie zwycięstwo legły w gruzach. Poza tym wszystkie sztaby generalne głęboko wierzyły, że wojna zakończy się bardzo szybko, do roku co najwyżej. No i oczywiście, że oni właśnie zwyciężą.
Dużym walorem książki są świetne portrety głównych dowódców tej wojny, mamy tu bohaterów i ludzi małych, podaje Tuchman masę przykładów ich rażącej niekompetencji i buty.
Szkoda, że autorka ograniczyła się tylko do sierpnia 1914 r., ale i tak jest to dzieło nieprzemijające, powinno być obowiązkowo czytane przez tych wszystkich, którzy uważają, że wojna jest świetnym rozwiązaniem różnych problemów. Nieprzypadkowo prezydent Kennedy zalecał lekturę książki Tuchman w czasie kryzysu kubańskiego, myślę, że i współcześni politycy i wojskowi mogliby się z niej sporo nauczyć.
Rzecz została wydana 60 lat temu, ale wcale się nie zestarzała, świetnie to napisane, z wielkim nerwem i werwą, czyta się wręcz jak powieść sensacyjną. To przykład znakomitej popularnej literatury historycznej.
Słuchałem audiobooka w świetnej interpretacji Ksawerego Jasieńskiego.