Trzynastowieczne Prusy. Zakon krzyżacki obrał sobie za cel schrystianizowanie pogan, zamieszkujących tereny należące dziś do Polski i Litwy. Odwiedzając wioskę za wioską, Krzyżacy nawołują wieśniaków do wyrzeczenia się wiary w swoich bożków i przyjęcia chrześcijaństwa. Nie jest to zbyt trudne, ponieważ zakonnicy nie zważają na złożone przez siebie śluby i dążą do wyznaczonego sobie celu w sposób w żadnym razie nie przypominający służby Bogu. Ci ludzie, którzy nie zgadzają się przyjąć chrztu, pozbawiani są majątku, ziemi, często także i życia. Jednak przypadki odmowy wyznania wiary w Boga zdarzają się coraz rzadziej, ponieważ bracia zakonni mają sposób na to, by mieszkańcy Prus bez szemrania zgadzali się porzucić dawne wierzenia…
Sposobem tym, a właściwie „narzędziem” w rękach zakonu jest tytułowy wilczy miot – potomstwo wilkołaka, którego zgładził brat Semyon von Kassel. Lilia jest najinteligentniejsza i najsprytniejsza spośród swojego rodzeństwa i to właśnie nią zakonnik posługuje się do podbijania kolejnych pogańskich wiosek. W tej chwili siedemnastoletnia dziewczyna, już jako ośmiolatka była brutalnie szkolona do mordowania niewiernych na rozkaz jej pana. Semyon za pomocą przemocy i gwałtu pokazywał Lilii, że to on nią rządzi i zrobi z nią, co tylko będzie chciał. Wilkołaczyca była mu więc wierna. Do czasu…
Uldolf jest osiemnastoletnim chłopakiem, który podczas masakry w rodzinnej osadzie stracił rodziców, a także rękę. Dziesięcioletniego sierotę przygarnął Gedim wraz z żoną i wychowali go jak własnego syna. Uldolf za wszelką cenę próbuje wyrzucić ze swojej głowy wspomnienia dotyczące dnia, kiedy jego prawdziwa rodzina została rozszarpana przez krwiożerczą bestię i w miarę swoich możliwości pomaga przybranym rodzicom przetrwać ostrą zimę. Pewnego dnia, podczas polowania, chłopak znajduje leżącą przy rzece młodą, przerażoną dziewczynę. Zabiera ją do domu, nie zdając sobie sprawy, na jakie naraża się niebezpieczeństwo…
S.A. Swann miał, moim zdaniem, świetny pomysł na powieść, lecz przelanie go na papier nie do końca mu wyszło. Umieszczenie akcji w trzynastowiecznych Prusach sprawia, że książka ma swój specyficzny klimat i jest miłą odskocznią od popularnego teraz urban fantasy. Jednak kolejne wydarzenia nie są zbyt trudne do przewidzenia, a „Wilczy miot” czyta się szybko, ale niestety nie z zapartym tchem. Także retrospekcje, z których dowiadujemy się o przeszłości Lilii, na początku bardzo utrudniały mi czytanie i powodowały, że musiałam na chwilę przerywać i układać sobie w głowie chronologicznie wszystkie wydarzenia. Lecz im bliżej końca, tym łatwiej było mi przez to przebrnąć i drugą połowę książki czytałam już płynnie. W oczy rzuciły mi się również dość częste powtórzenia, zupełnie tak, jakby autorowi nie udało się zaprzyjaźnić ze słownikiem wyrazów bliskoznacznych. A może to wina tłumacza..? Wiele do życzenia pozostawia również sama okładka książki. Nie mam żółtego pojęcia, kto lub co na niej jest, ale nawet w małym stopniu nie odnosi się to do treści powieści.
Ale jak każda książka, ta również ma swoje plusy. Duże brawa należą się Swannowi za przedstawionych w „Wilczym miocie” bohaterów. Wspaniale zostały przedstawione nie tylko same postaci, ale także ich psychika: rozpacz i użalanie się Uldolfa po stracie ręki, a także wewnętrzna walka Lilii pomiędzy nią samą, a tkwiącym gdzieś głęboko w niej wilkiem. Również przemiana bohaterki pod wpływem uczucia została ukazana naprawdę ciekawie, to, jak powoli poznawała świat, dowiadywała się, że przywiązanie nie musi bazować na strachu i dzień po dniu uczyła się żyć jak człowiek.
Teraz czas na podsumowanie :) Polecać, nie polecać, oto jest pytanie… Szczerze mówiąc, sama nie wiem, co mam z tym fantem zrobić… Z jednej strony, ciekawie przedstawiony świat i bohaterowie, z drugiej – pozostawiający wiele do życzenia warsztat pisarza. Jedno jest pewne – tym, którzy wielbią wilkołaki, interesują się historią Zakonu Krzyżackiego lub Polską i okolicami z XIII wieku, książka spodoba się na pewno. Również miłośnicy wojen, brutalnych scen walki, a także romansu znajdą tu coś dla siebie. A reszta..? Cóż, osądźcie sami czy warto dać „Wilczemu miotowi” szansę, czy też nie. I, proszę, nie zrażajcie się w razie czego okładką :)