Dostojne wampiry doczekały się już wręcz przerośniętej sławy. W tym wszystkim jednak zapomniano o innym, stawianym zazwyczaj po drugiej stronie palisady, półczłowieczym stworzeniu. Wilkołaki nie są już tak dostojnym materiałem na seksownego kochanka (chociaż ja tam zawsze w "Zmierzchu" wolałam Jacoba). Pewnie też dlatego pozostają w wampirzym cieniu, stając się tym samym mniej wyświechtanym fabrykatem na historię.
Podpisujący się jako S. A. Swann (co mi zawsze przywodzi na myśl nazwisko Łabbędź), amerykański pisarz polskiego pochodzenia (bo tak naprawdę nazywa się Steven Swiniarski), korzystając z tego stworzył coś zgoła innego, na gruncie raczej nietypowym. Jako tło dla swojej historii wykorzystał trzynastowieczne Prusy, krainę pomiędzy Niemnem i dolną Wisłą, a dokładniej moment podbijania tych terenów przez Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, znaczy Krzyżaków. Dziewięcioletnia Lilia jest tajną bronią Zakonu. Nie ma co się dziwić, bowiem jest wilkołaczym szczenięciem, od "kołyski" tresowanym przez wtajemniczonych rycerzy. Jednak sama historia rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Dwie linie, przeszłości i teraźniejszości, prowadzone są z przyjemną wprawą. Co prawda nie zostawiają zbyt wiele miejsca na spekulacje co do ich rozwinięcia, ale też nie zdradzają zbyt wiele, od razu mile zachęcając do dalszego zagłębiania się w nią.
Głównym nurtem historii jest relacja między jednorękim Uldolfem, adoptowanym synem miejscowego rolnika, a Lilią. Wilkołaczyca uciekła bowiem spod krzyżackiego bicza i ciężko raniona niemal umiera w lesie. Tam znajduje ją rzeczony Uldolf i zabiera do swojego domu, wiedziony chrześcijańskim obowiązkiem pomocy bliźniemu. Oczywiście nie zdaje sobie sprawy z prawdziwej natury tej pięknej dziewczyny, która swoją infantylną niewinnością szybko zdobywa jego serce. Nie wie też, jak bardzo ich losy są splątane.
Książka jest przeznaczona dla młodszych czytelników, chociaż autor próbował nadać jej nieco "dorosłości", treść okraszając krwawymi opisami rozrywanych ciał i latających członków. Oboje bohaterowie są w wieku nastoletnim, stąd ich uczucia oraz działania naznaczone są typową dla tego wieku emocjonalną porywczością oraz przeświadczeniem o własnej racji. Daleko im do chłodnego, racjonalnego postępowania typowego dla dojrzalszych postaci, dlatego i starsi czytelnicy mogą się tą lekturą zawieść. Podobnie zresztą pozostałe postacie są opisane w sposób prosty, gdzie źli są czarni, a dobrzy biali. Nawet Lilia, która z pozoru powinna być melanżem tych dwóch odcieni, pozostaje rozdzielona wyraźną linią pomiędzy jej dwoma osobowościami. Dlatego moją uwagę najbardziej przykuł komtur krajowy Erhard, będący jakby po drugiej stronie opisywanych wątków. Chociaż powinien być tym złym, wyraźnie widzimy w nim niezgodę na to, co robi. Niemniej postanawia być wierny złożonej przysiędze i wykonywać rozkazy. Nawet jeżeli się z nimi nie zgadza.
Oprawa graficzna nie zachwyca. Kobieta na okładce nijak pasuje do jej treści, wręcz wprowadza w błąd. Patrząc na nią miałam nadzieję na opowieść o dzikich leśnych plemionach wyznających starych bogów i prowadzących wojnę podjazdową z Krzyżakami. Można o tym zapomnieć. Poza tym w wydaniu można potknąć się o kilka literówek i niedociągnięć korekty.
Jeżeli ktoś jednak patrzy na nią młodszym okiem, może dać się porwać historii przekrojem przypominającej "Zmierzch" w ambitniejszej oprawie. Pomijając też to, co pisałam wyżej, czyta się ją gładko i przyjemnie, jedynie na początku trzeba się przestawić na przydługie opisy uczuć oraz maratony przemyśleń. Opisów otoczenia jest tu niewiele, a historia raczej nie zaskakuje zwrotami akcji. Niektórzy to lubią, inni nie. Styl pisania Swiniarskiego (czy raczej Łabbędzia) jest bardziej niż dobry i gdyby nieco dłużej popracował nad stroną fabularną, mógłby zaserwować naprawdę ciekawą i mroczną historię. Ta konkretna jest mroczną i brutalną fantastyką dla nastolatków. Idealną też dla tych, którzy z książkami dopiero zaczynają. Dziwi mnie nieco sztandar Nowej Fantastyki przy tym wszystkim. Widząc to charakterystycznego logo, spodziewałam się raczej ciężkiej i trudnej historii. Wolę to zaliczyć do miłego zaskoczenia (a może właśnie przez to historia wydała mi się zbyt prosta).
Pozycję polecam gorąco tym, którzy rozpędzają się w czytaniu i boją się zrazić trudniejszymi powieściami, oraz tym młodszym. Kochających "Zmierzch" wilkołacza historia miłosna może zrazić tłem historycznym. Natomiast tych szukających w nim czegoś ambitniejszego prostota historii. Innymi słowy - książka jest idealna, aby zainteresować fantastyką tych nieczytających bądź czytać zaczynających. I jeżeli taki był zamysł wydawców i autora, został on w stu procentach zrealizowany.