Cykl „Królowie przeklęci” to nie lada gratka dla czytelników lubujących się w powieściach historycznych. Maurice Druon, francuski pisarz, stworzył dzieło, którym zachwycają się odbiorcy na całym świecie. Powieści z tej serii zostały bowiem przetłumaczone na kilkanaście języków. Dwukrotnie sfilmowane, wielokrotnie wznawiane, z pewnością doczekają się jeszcze nie jednego artystycznego zabiegu. Mnie przekonały do siebie już jakiś czas temu, kiedy to sięgnęłam po „Króla z żelaza”. Nie minął dzień, a już czytałam kolejną część „Zamordowaną królową”. Teraz przyszedł czas na piąty tom barwnej opowieści o władcach, spiskach, zbrodniach i ludzkich namiętnościach. Przyszedł czas na „Wilczycę z Francji”.
Izabela, córka Króla z żelaza nie jest szczęśliwa w małżeństwie z angielskim władcą. Król Edward zanadto ulega żądzom cielesnym i podszeptom rodziny swego faworyta. Odepchnięta i znieważona królowa zaczyna się bać o własne życie… Pod pretekstem udaje się na francuski dwór, licząc na pomoc brata - Karola IV Pięknego. Tam nawiązuje romans z lordem Mortimerem. Za sprawą nieoczekiwanej miłostki pobyt Izabeli bardzo się przedłuża. Edward żąda powrotu królowej. Karol Piękny w końcu decyduje o odprawieniu siostry do Anglii. Wszak nie wie, że Wilczyca z Francji ma grono zwolenników gotowych bronić jej na śmierć i życie.
Dalsze losy dynastii Kapetyngów dostarczają czytelnikowi kolejnej dawki intryg, bitew i dworskich perypetii. Pominięty zostaje opis rządów Filipa V Długiego, koronowanego w IV tomie serii. Autor wspomina o nim jedynie w prologu, a potem przenosi nas do londyńskiej Tower. Duża część tomu V dotyczy spraw angielskiej korony i perypetii Izabeli Francuskiej, która pragnąc zemsty na niewiernym i podłym mężu, w rezultacie sama idzie w jego ślady… Taka postawa głównej bohaterki nie pozwala darzyć jej sympatią. Jej kochanka, który w pewnym momencie zachłyśnie się władzą, też ciężko lubić… I pomyśleć, że jeszcze kilka tomów wstecz Izabela sama donosiła na niewierne żony swoich braci, a w tomie V ochoczo oddaje się cudzołóstwu… W tych luźnych rozważaniach zmierzam do tego, że nie przypadły mi do gustu treści zawarte w „Wilczycy z Francji”. Już na początku byłam rozczarowana pewnym brakiem ciągłości, pominięciem lat panowania jednego z władców, potem nastąpiło przeniesienie akcji na dwór angielski, kosztem oczywiście dokładnego opisu dalszych losów dworu francuskiego. I jak już wspominałam, główni bohaterowie tej części nie potrafili wzbudzić ani mojej sympatii, ani mojego zainteresowania. Rezultat tego był taki, że większą część książki czytałam ze znużeniem. Całość uratowały ostatnie rozdziały, kiedy akcja zaczyna wciągać na tyle, że zapomina się o antypatiach, a po prostu staje się „uczestnikiem” prezentowanych wydarzeń.
W ramach wyjaśnienia -nie mogę powiedzieć, że książka jest źle napisana. Jest tak samo dobrze pomyślana jak poprzednie cztery części „Królów przeklętych”, ale treści zawarte właśnie w tych poprzednich częściach, były dla mnie o wiele ciekawsze, niż losy Wilczycy z Francji… Wszak jest to mój osobisty odbiór i wielu miłośników serii i książek historycznych może odnaleźć w powieści tę iskrę , której mnie się odnaleźć nie udało. W żaden jednak sposób, nie zniechęca mnie to, do sięgnięcia po kolejne dwa tomy. Tak się zżyłam z przeklętą rodziną królewską, że nieprzerwanie chcę poznać koniec tej fascynującej historii.