"Zatrzymała się gwałtownie, obróciła o sto osiemdziesiąt stopni i warknęła ostro, szczerząc długie, białe kły. To był niski odgłos rozwścieczonego wilka, będący dla intruza wyraźnym ostrzeżeniem."
Ayana nie miała łatwego dzieciństwa. Jeszcze póki żyła matka, we dwie jakoś wiązały koniec z końcem, jednak gdy jej zabrakło, dziewczyna została całkiem sama. Choć dla 13-latki to niełatwe zadanie, bohaterce jakoś udało się zapewnić sobie byt.
Niestety Nowy Jork nie stanowi bezpiecznego miejsca, zwłaszcza dla samotnych kobiet, nawet jeśli są one wilczycami, o czym Ayana przekonała się osobiście.
Co takiego się wydarzyło i jak poradziła sobie z tym bohaterka?
Warto przekonać się o tym sięgając po "Wilczą pieśń" Anny Piwnickiej.
Przyznam, że okładka książki już od pierwszych chwil zwróciła moją uwagę. Emanuje jakimś magnetyzmem, który nie pozwala odwrócić wzroku. Kusi i nęci.
Taka jest też główna bohaterka książki. Ayana ma w sobie coś hipnotyzującego, coś co sprawia, że trudno jest się jej oprzeć. I nie mam tu na myśli kontekstu seksualnego, choć i ten temat zostaje szerzej poruszony przez autorkę. W pierwszej kolejności chodzi mi o nieodparty urok jaki cechuje tę postać. Jak się później okazuje, nie bierze się on znikąd, ale o tym warto przekonać się już czytając książkę.
Muszę jednak przyznać, że trochę irytował mnie brak konsekwencji postępowania Ayany. Kobieta wpierw zarzeka się, że będzie niezależna, a zaraz potem robi coś, co wyraźnie temu przeczy. Nie chcę tu zbyt dużo zdradzać, żeby nie popsuć Wam zabawy, dlatego nie będę podawać konkretnych przykładów.
Bohaterami powieści są wilki, jednak tak naprawdę niewiele wiemy o tej społeczności. Trochę domyślamy się, że współistnieją one z normalnymi ludźmi, jednak starają się ukrywać swoje zdolności. Dobrze by było dowiedzieć się trochę więcej na ich temat.
Fajnie za to czytało mi się fragmenty dotyczące rytuału włączenia do stada, do którego ostatecznie nie doszło. Trochę szkoda, bo wydarzenie to z pewnością zmieniłoby życie głównej bohaterki. Mam wrażenie, że na plus.
Nie jest jednak powiedziane, że nie będzie to miało miejsca w najbliższej przyszłości. Wydaje mi się, że z tym rytuałem możemy mieć do czynienia w kontynuacji historii.
Jeśli chodzi o samą fabułę, wydaje mi się bardzo interesująca. Tajemnicza, momentami wzbogacona o elementy grozy, skutecznie przykuwa uwagę czytelnika. Mam jednak wrażenie, że wszystko trochę za szybko się działo. Brakło mi tutaj momentów przejścia między poszczególnymi uczuciami bohaterów, które tak naprawdę nie zdążyły wybrzmieć. Widzę potencjał na opasłe tomisko, a tu wszystko zostało zamknięte w niecałych trzystu stronach. Oczywiście, jest to tylko i wyłącznie moja subiektywna opinia, natomiast Wy możecie mieć zupełnie inne oczekiwania względem tej lektury, przez co okaże się, że Wam w ogóle nie będzie przeszkadzać to, na co ja zwróciłam uwagę.
Dużym plusem jest dla mnie język autorki, któremu nie mogę nic zarzucić. Widać, że autorka zna się na swoim fachu i nie boi się pisać. Spod jej pióra wychodzą zdania przyjemnie brzmiące w uszach czytelnika. Nie słychać tu powtórzeń, a i słownictwo nie jest proste, lecz znać tu kunszt pisarski. To dobrze świadczy, bo nad historią zawsze można popracować, natomiast nawyki językowe nieraz bardzo trudno jest wyplenić. Choć książka nie do końca spełniła moje oczekiwania, z przyjemnością zapoznam się z kontynuacją tej historii, gdyż jestem ogromnie ciekawa dalszych losów bohaterów.
Moja ocena 7/10.