Charlotte Allain de Foy podejmując wyzwanie prowadzenia odziedziczonego biura matrymonialnego, musi zmierzyć się z własnymi wątpliwościami i znaleźć drogę zgodną z własnym sumieniem. Czy prowadząc biuro, naprawdę przyłoży rękę do aktualnego porządku świata, w którym nie ma miejsca na uczucia, zwłaszcza te kobiece, a zamiast nich liczy się odpowiednie połączenie godnych siebie rodów i majątków? Czy jednak uda jej się „przemycić” własne zdanie, że tylko miłość może być podstawą udanego i trwałego małżeństwa? I czy z uwagą dobierając partnerów dla innych, zdoła odnaleźć się we własnych uczuciach?
Od początku polubiłam Charlotte, która z lękiem ale też ciekawością i determinacją zaczyna nowy etap w swoim życiu. Przemówiła do mnie jej metoda prowadzenia biznesu – nie próbowała robić rewolucji, ale trzymając się swoich wartości, wprowadzała subtelne zmiany, starając się swoim klientom pokazać nieco inną perspektywę.
To co również wpłynęło na moją sympatię to konstrukcja Charlotte – jest spójna i konsekwentna. Być może nieco zagubiona we własnych uczuciach, ale cały czas ma jasno określone poglądy. To samo można powiedzieć o wszystkich bohaterach. Do każdego z nich czytelnik z łatwością mógłby dopasować najbardziej charakterystyczne cechy. Moją faworytką pod względem kreacji jest Sylvie, którą już sam dialog doskonale charakteryzuje.
Kiedy sięgam po romans czy powieść obyczajową bardzo ważne jest, by wątek romantyczny po prostu przekonał mnie do siebie. Tutaj zdecydowanie tak było. Naprawdę zaangażowałam się w historię Charlotte i Maurice’a – pełną uczuć, tajemnic, zwrotów akcji, ale też – a może przede wszystkim – subtelności. Maurice i mnie zaintrygował.
Ale to, co mnie najbardziej zachwyciło, to styl. Wiedziałam, że będzie dobrze, bo już same posty Magdy na instagramie zawsze wprawiają mnie w zaskoczenie, jak można wszystko tak ładnie ujmować w swoja. Narracja „Bławatka” jest pełna poetyckich opisów, porównań, ale nie ma w tym przesady. Styl autorki doskonale współgra z opisywanym światem. Jest w nim pewna delikatność, ale też uważność. Odniosłam wrażenie, że tak jak XIX-wieczny Paryż jest opisywany z dokładnością i delikatnością tak samo utkany został sam tekst.
To o czym muszę również wspomnieć to opisy typowe dla dawnych, klasycznych powieści. Dziś czytelnicy często określają je nudnymi. Ja ostatnio często napotykam opisy dla opisu, nie mające ważnej funkcji, a jedynie rozbijające nagle napięcie w fabule. Dlatego dziś raczej radzi się je przeplatać z dialogami, opisami zdarzeń. A co zrobiła Magda? Zaserwowała nam trzystronicowy opis, który… mnie zachwycił! Każdy element wyglądu wnętrza, każda cecha od razu miała nadawaną wartość – w tym przypadku znaczenie dla wizerunku biura matrymonialnego, tego, jak ma być postrzegane przez klientów.
Jeśli ktoś przeczytał u mnie co mniej ze trzy recenzje, wie, że jestem bardzo marudnym czytelnikiem. Czy w „Bławatku” też mam na co zwrócić uwagę? Mam, ale są to bardzo drobne rzeczy. Dosłownie jednozdaniowe przypadki, kiedy narrator nagle w tej samej scenie przeskakuje do innej głowy, albo nagle rzuca komentarz zupełnie z zewnątrz, chociaż przez całą powieść jest całkowicie zanurzony w fabule i świecie przedstawionym – tego ostatniego większość czytelników pewnie nawet nie zauważy.
A już zupełnie na koniec dodam, że w końcu mam na półce książkę, dzięki której, kiedy bratanica mnie znowu zapyta: „A to mogę?”, będę mogła powiedzieć „tak” 😊