W książce Andrzeja Mellera nie przeczytamy, jak Wietnam wyglądał kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu z relacji napotkanych Wietnamczyków, ostatecznie osobników kulturowo i społecznie przynależących do kraju od dziesiątek lat. Autor bardziej polega na opinii przybyszów, z którymi łatwo wchodzi w interakcje, a którzy najczęściej widzą otoczenie przez pryzmat swojego zajęcia bądź sytuacji jaka zmusiła ich do opuszczenia rodzimego kraju. Stąd też o kwestiach historycznych, przeobrażeniach podzielonego kraju, działaniach wojennych i ogólnej sytuacji geopolitycznej dowiemy się z ust samego Andrzeja Mellera, jako dziennikarza, korespondenta wojennego. Dlatego całość jest przeplatana wstawkami z kart historii Wietnamu opowiadanymi przez człowieka Zachodu, a ciekawiej byłoby poznać zdanie autochtonów, zmierzyć się z ich spojrzeniem, odczuciami, choćby były one podyktowane propagandom wylewająca się z wietnamskich mediów.
Możliwe, że inni czytelnicy zostaną zaspokojeni pod tym względem, ale dla mnie lokalny koloryt nie został oddany, mimo iż Autor spędził tam trzy lata. Tyle lektur podróżniczych za mną, że w przypadku "Czołem, nie ma hien" mogę śmiało wyznać, iż lektura nie zaspokoiła moich oczekiwań. Pewne jej elementy były nazbyt narzucające się w wymowie, inne drażniły powtarzalnością. Treść, co prawda płynnie przechodziła od jednej poznanej postaci do kolejnej i Meller obok przedstawienia stanowiska opisywanego bohatera pozwalał sobie również na osobisty komentarz na jego temat, co jest zrozumiałe. Ale powtarzanie tych samych rytuałów przy mnożeniu postaci doprowadza do wniosku, iż to raczej książka o ludziach, którzy wyemigrowali na Daleki Wschód i jak się tam odnaleźli, niż o Wietnamie.
Nie jestem laikiem jeśli chodzi o wypadki w przeszłości kraju. Skoro moim zainteresowaniom podlegały Chiny i Japonia, to powinnam znać nieco sytuację sąsiednich państw, bo oba państwa miał duży wpływ na losy Wietnamu. Wietnam ma brutalną historię. Najpierw jako część Indochin podlegał zwierzchnictwu kolonizatorów, potem przejęła tę rolę Japonia, następnie "wsparcia" udzieliły Chiny i Stany Zjednoczone. Jego sytuacja również dziś nie wygląda optymistycznie. Natomiast Andrzej Meller opisuje kraj trochę z pozycji człowieka, który jest ponad to. W końcu nas komunizm już jakiś czas temu opuścił, a tam proszzz wciąż ta propaganda. Zastanawiam się na ile szanowny Autor zdaje sobie sprawę, w jakiej sytuacji są Wietnamczycy w obliczu Chińskiego Smoka, który w tamtej części świata (i chyba już nie tylko, choćby ze względu na handel, przejmowanie kontroli) ma wpływ na wypadki w strefie basenu Morza Południowochińskiego. Wydaje mi się, że od byłego korespondenta wojennego mam prawo wymagać dużo więcej, niż od standardowego podróżnika, który najczęściej nie zaprząta sobie głowy pewnymi niuansami gry politycznej.
Dziwi mnie tez język, jakim posługuje się dziennikarz. Jak na reportera momentami ogłuszają wulgaryzmy. Dla odmiany zastanawia sposób pisania na temat prostytucji - tu nagle jakbym miała do czynienia z dziewicą. Pruderia w kontekście naświetlania pewnych społecznych aspektów w wybranym kraju mogłaby się jeszcze pojawić u kogoś, kto mało podróżuje, jest zamknięty na inne, niż bliskie mu formy postrzegania cielesności, ale u obieżyświata, za jego uchodzi Autor, jest nawet krępujące.
Tak, mam mieszane odczucia po lekturze. Odnoszę wrażenia, jakbym połowę czasu przeznaczonego na jej przeczytanie po prostu straciła. Są drobne elementy, które na chwilę przykuwały moja uwagę i osładzały treść. Są też takie, które mnie podrywały z uśpienia, uch narracja jest prowadzona odmiennie. Zdecydowanie głos reportera dominował w momentach podawania informacji na tematy polityczne oraz religijne, kiedy to nawet cały rozdzialik był tego typu rozważaniom poświęcony. Potem znów wypadało się z torów, gdy Autor przedstawiał "swoje jazdy" i niewybredne komentarze. W "Czołem, nie ma hien" balansuje się na cienkiej linii między tym co wyważone, sprecyzowane i rzetelnie ujęte, a tym co momentami może nas znużyć, a nawet zniesmaczyć. To tak jakby książka była pisana przez dwóch autorów, preferujących odmienna stylistykę, przez co staje się nierówna w odbiorze - to zaciekawia jakimś wątkiem, to nuży opowieściami o poznanych ludziach.