Jakiś niezgrabny wydał mi się polski tytuł, więc sprawdziłem. Oryginalny to „Human Evolution” – Ewolucja człowieka – chyba prościej, ale po co prościej, kiedy można ambitnie?
Tłumacz, Łukasz Lamża, jest też autorem króciutkiego „Wstępu do wydania polskiego”. Króciutkiego, zaznaczam, może z półtorej strony, w którym 5 (słownie: pięć) razy wpakował „warto”. Na tak rażący błąd stylistyczny reaguję sporą irytacją. Tym bardziej, że pleni się to ostatnio w polszczyźnie bez umiaru.
Czym różnią się poniższe zdania?
a) Warszawa jest stolicą Polski.
b) Warto zauważyć, że Warszawa jest stolicą Polski.
W zasadzie to liczbą znaków, a jeżeli autorowi tekstu płacą od znaków… Poza tym drugie wydaje się nie mieć sensu – gdyby z jakiegoś powodu nie warto byłoby dodać, zauważyć, zaznaczyć, to by nie dodano, nie zauważano, nie zaznaczono, to chyba logiczne i oczywiste. W książkę Dunbara tłumacz wpakował „warto” mnóstwo razy.
Dlaczego tak bardzo przeszkadzają mi błędy stylistyczne Łukasza Lamży? Jakość przekładu, bo z przekładem przecież mamy do czynienia w tym przypadku, zależy od umiejętności posługiwania się językiem polskim przez tłumacza, a to, na co zwróciłem uwagę wyżej, rodzi moje poważne wątpliwości.
Opowieść o ewolucji człowieka Dunbar, antropolog i psycholog (w kulturze popularnej znany z „Liczby Dunbara”), zaczyna od stwierdzenia:
Historia ewolucji człowieka fascynuje nas jak żadna inna: zdajemy się posiadać niedającą się zaspokoić ciekawość tego, kim jesteśmy i skąd pochodzimy. Tradycyjnie, historię tę opowiada się zawsze, odwołując się nieustannie do „kości i kamieni”, które składają się na zapis archeologiczny. Nie bez przyczyny. Zwykle tylko one mogą nam dostarczyć poczucia pewności.
Natychmiast przychodzi na myśl trzecie fundamentalne pytanie: dokąd zmierzamy? – ale odpowiedzi na nie trzeba raczej szukać w innych książkach, bo w tej, tylko pośrednio.
Klasyczna archeologia i nauki pokrewne bezpiecznie i pewnie czuje się w obszarze „kości i kamieni” – tego typu twarde (właściwe słowo na właściwym miejscu) dowody trudno jest obalić, a i dyskutować z nimi nie ma jak. Poza granicami „kości i kamieni”, aż do lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, zaczynały się spekulacje. Bywało, że sensowne, ale też fantastyczne, nieprawdopodobne, kwitowane przez świat nauki wzruszeniem ramion. Robin Dunbar prezentuje podejście jak gdyby pośrednie, to jest, owszem, spekulacje, ale zbudowane na realnej wiedzy i do niej zwykle ograniczone.
Niektóre człowiekowane miały większe mózgi od innych, a w miarę upływu milionów lat, coraz większe – fakt. Mózg jest niezwykle zasobożerny, potrzebuje do właściwego działania wiele energii – fakt. Skoro tak, to można założyć, że istoty te (z czasem także linia Homo) musiały modyfikować swoje zachowanie i sposób życia w taki sposób, by ich organizm (w tym mózg) otrzymywał potrzebną porcję energii. Wpływało to na zmiany bilansu albo budżetu czasowego – większą niż wcześniej część doby trzeba było poświęcać na zdobywanie pożywienia.
Zasadnicze, choć zdecydowanie nie jedyne, pytania i wątpliwości, jakie autor prezentuje w swojej pracy, to…
Dlaczego akurat ta jedna linia rozwojowa z grupy afrykańskich człowiekowatych podążyła tak niezwykłą ścieżką? I dlaczego tylko jedna grupka owych wczesnych homininów wyłoniła się z bezładnej radiacji australopiteków, aby skolonizować Stary Świat i stać się ostatecznie jedynym członkiem tej linii, która przetrwała zmiany klimatyczne w późniejszych fazach plejstocenu? Wreszcie zaś – dlaczego z grona pomyślnie rozwijających się linii rozwojowych, które wyłoniły się z rodzaju Homo w środkowym plejstocenie, tylko jedna – nasza własna – dotrwała do dziś?
Robin Dunbar potrafił znakomicie połączyć naukową precyzję (łącznie z wynikami współczesnych badań) z niewątpliwym talentem narratorskim. Opowieści o znaczeniu śmiechu, tańca, iskania, religii, zdobieniu przedmiotów, wytwarzaniu biżuterii, są po prostu fascynujące. Podobnie jak relacje o procesie przebudowy miednicy, dostosowującej się do postawy pionowej, o zanikaniu chwytliwych stop, o zmniejszaniu się kłów, o zdobywaniu umiejętności chodu spacerowego, o pojawieniu się instytucji babci (znacznie wcześniej, niż przypuszczałem).
Książka wzbogacona tabelami i wykresami, dzięki którym czytelnik łatwiej jest w stanie zrozumieć przebieg czasowy opisywanych zmian ewolucyjnych.
Ciekawostka. Kawałek tekstu zgodnego z aktualną manierą albo fiksacją:
Trzeba zaznaczyć, że Robin Dunbar potrafił znakomicie połączyć naukową precyzję (łącznie z wynikami współczesnych badań) z niewątpliwym talentem narratorskim. Warto dodać, że opowieści o znaczeniu śmiechu, tańca, iskania, religii, zdobienia przedmiotów, wytwarzaniu biżuterii, są po prostu fascynujące. Należy zauważyć, że podobnie jak relacje o procesie przebudowy miednicy, dostosowującej się do postawy pionowej, o zanikaniu chwytliwych stop, o zmniejszaniu się kłów, o zdobywaniu umiejętności chodu spacerowego, o pojawieniu się instytucji babci (muszę zaznaczyć, że znacznie wcześniej, niż przypuszczałem).
Warto dodać, że książka wzbogacona jest tabelami i wykresami, dzięki którym czytelnik łatwiej jest w stanie zrozumieć przebieg czasowy opisywanych zmian ewolucyjnych.