Oksana Zabużko należy do najbardziej znanych w Polsce pisarek ukraińskich. W związku z jej osobą pojawiły się w ostatnim czasie głośne kontrowersje, których jednak wolałabym tutaj nie roztrząsać, a zainteresowanych odsyłam do artykułu opublikowanego na portalu oko.press. Ja chciałabym skupić się na swoich wrażeniach z lektury „Muzeum porzuconych sekretów”, z którym spędziłam ostatnie ponad pół miesiąca. Czemu tak długo? Bo to szalenie wymagająca lektura, której trzeba poświęcić 100% uwagi.
Fabuła książki opiera się na postaci Daryny Hoszczyńskiej, dziennikarki telewizyjnej, która poszukuje materiałów do filmu o wojennych i powojennych losach Ołeny Dowhan, związanej z UPA i zabitej przez służby stalinowskie w 1947 roku. Jednocześnie dziennikarka stara się odpowiedzieć na pytanie, czy niedawna śmierć jej przyjaciółki i malarki, Władysławy Matusewycz, była tylko nieszczęśliwym wypadkiem. Zwłaszcza że z rozbitego samochodu kobiety zniknęły jej obrazy.
Jeśli ktoś sięgnie po tę książkę, by poznać historię kryminalną, to srodze się zawiedzie. W „Muzeum porzuconych sekretów” w ogóle trudno uchwycić jakiekolwiek wątki. Narracja jest trudna, bo została poprowadzona wielogłosowo. A do tego zmienia się również perspektywa czasowa, bo raz jesteśmy w czasach wojennych, by za chwilę przenieść się do współczesności, w której bohaterowie rozmawiają o jeszcze innych wydarzeniach. Odnalezienie się w meandrach tak skonstruowanej fabuły zajęło mi dobre 200 stron i dopiero dalszy ciąg układał się we w miarę spójną całość.
Książka wypełniona jest historią Ukrainy. Autorka pokazała w niej niemal całe ostatnie stulecie, w którym kraj zmagał się między innymi z radzieckim reżimem, by zdobyć wolność, a ostatecznie szukać najlepszego sposobu, by ją wykorzystać. Powieść odzwierciedla poglądy Oksany Zabużko na losy Ukraińców, o których pisała później w „Planecie Piołun”. Niepodległość kraju ciągle jest szokiem dla Rosji, która nie jest w stanie się z tym faktem pogodzić oraz nie zamierza tego tak zostawić. Autorka bez kompleksów wypowiada się o wielu wydarzeniach z najnowszej historii świata, krytycznie ocenia posunięcia światowych mocarstw na arenie międzynarodowej.
„Muzeum porzuconych sekretów” nie ucieka również od komentarza na temat wewnętrznej polityki Ukrainy oraz najważniejszych wydarzeń XXI wieku. Najwięcej uwagi poświęca jednak samym Ukraińcom, a przede wszystkim wpływowi, jaki historia wywarła na ten naród jako taki. Doświadczenie Wielkiego Głodu jest w nim ciągle żywe. Bezustanne zagrożenie ze strony radzieckich służb bezpieczeństwa również pozostawiło ślady na tożsamości narodowej Ukraińców.
Oksana Zabużko napisała książkę dla upartych czytelników. Rzuciła im kłody pod nogi w postaci gęstego tekstu, pozbawionego tradycyjnego zapisu dialogów. Połączyła w jednym utworze kilka wątków obejmujących spory zakres czasowy. Wymęczyła mnie solidnie, a jednak nie żałuję żadnej chwili spędzonej z jej książką. Żałuję, że wielu fragmentom nie poświęciłam tyle uwagi, ile potrzebowały. Bo „Muzeum porzuconych sekretów” wiele mówi o naszych sąsiadach. Pozwala lepiej zrozumieć ten naród, który już niejednokrotnie został skazany na zagładę, a jednak wciąż istnieje i to coraz silniejszy. Ukraina w powieści Oksany Zabużko nie jest wyidealizowana. Autorka pokazuje to, co w kraju się udało, ale nie unika też krytycznych ocen tego, co można było zrobić lepiej.
Pozostaje mi tylko wspomnieć jeszcze, że w tak trudnej książce odnalazłam jeden z najlepiej napisanych wątków miłosnych, z jakim miałam do czynienia w całym moim życiu czytelniczym. Autorka doskonale oddała pokrewieństwo dusz i wzajemne oddanie Daryny i Adriana. Ta miłość nie ma w sobie żadnej wzniosłości, żadnych wielkich słów i uniesień, a i bez tego jest zaskakująco wyraźna.