O, i oto kolejna książeczka z tzw „serii oksfordzkiej” pojawiła się na rynku, ku wielkiej uciesze tych, którzy lubią gromadzić wiedzę, lub też tych, którzy szukają dobrej bibliografii, bo tak samym, to im się za bardzo szukać nie chce. Tym razem wydawnictwo wzięło na tapetę krótkie wprowadzenie w skomplikowaną tematykę wielojęzyczności.
Dobra, zacznę znowu od tzw. sytuacji życiowej, bo one są najlepsze. I niestety po raz kolejny ofiarą padnie moja rodzina. Cudzej nie mam, używam własnej.
Ale do rzeczy. Obiad. Kolejna taka sytuacja, że człowiek chce, żeby się ziemniaki przypaliły, bo przynajmniej będzie o czym rozmawiać, nie tylko polityka i polityka. Ale nie. Nic się nie przypaliło, ale na szczęście bratanica przyjechała do babci z chłopakiem. Z Norwegiem. Mój wuj, lat 65, najpierw kręcił nosem, że przecież w sąsiedztwie chłopaka nie brakuje, potem się pogodził z rzeczywistością zaczął konwersować. Mówił do tego biedaka strasznie głośno, ale po polsku i niewiele z tego wychodziło, aż wreszcie mnie zmusił do tłumaczenia. Może i dobrze, bo moja mama skupiała się na tym, żebym z wujka nie zrobiła tego no… wiecie… no idioty, a nie na tym, że od 14 lat nie jem mięsa. Norweg, Chris, mówi po norwesku, szwedzku, angielsku, francusku i włosku. Ale i tak najbardziej z siebie był zadowolony wuj, bo stwierdził, że on się tam języków nie uczył, a proszę, daje sobie radę. O mnie nie wspomniał, ale co się będę czepiać, skoro nikt się nie użalał, że bez mięsa, to taka bledziutka jestem.
No, ale to pokazuje, że wielojęzyczność może i jest dobra, ale jak jej nie posiadasz, to i tak nie wiesz, co tracisz.
Żartuję. Ale ostatnio w necie można było przeczytać, jak rozwija się mózg dzieci dwujęzycznych. Bajka, szkoda, że mnie języków nie uczono, jak byłam bąblem. Zaszłabym w życiu dalej.
Ale wróćmy do Mahera i jego książki, bo coś mi się recenzja robi egocentryczna. O czym jest książka nie napiszę, bo to by obrażało waszą inteligencję. Powiem tylko króciutko, na co warto zwrócić szczególną uwagę.
Początek jest klasyczny, nie tylko w serii oksfordzkiej, ale i w każdej książce popularyzatorskiej. Maher wyjaśnia pojęcie wielojęzyczności, pokazując bogactwo kulturowe, intelektualne i społeczne, jakie niesie ze sobą posługiwanie się więcej niż jednym językiem. Do tematu podchodzi interdyscyplinarnie, łącząc lingwistykę, psychologię, socjologię i edukację, tak że jeśli szukacie bibliografii do tej tematyki, znajdziecie ją u Mahera.
Potem mamy zalety wielojęzyczności. Od stymulacji rozwoju kognitywnego, przez wzmacnianie elastyczności umysłowej i poprawę zdolności komunikacyjnych, i tak dalej. Wielką zaletą tej niewielkiej książeczki jest moc przytoczonych badań naukowych. Po raz trzeci powtarzam - bibliografia miodzio.
Maher wie, że wielojęzyczność to tyleż zaleta, co poważny powód do namysłu. Otóż podejrzewam, że na każdą osobę zachwyconą tym, że ludzie są różni i mówią różnymi językami przypada jedna, której nie podoba się, że „u nas mówi po ichniejszemu. Tu jest….” I tu należy wpisać nazwę konkretnego miejsca. No tak jest. Nacjonalizm nie przepada za różnorodnością, bo mu rozbija narrację. Tu ma być porządek i nikt nie będzie mówił po jakiemuś obcego, czy w dialekcie czy coś. Jesteśmy jednym kurcze krajem.
I żartuję sobie z tego, ale sytuacja jest poważna, bo są miejsca, gdzie nie jest bezpiecznie mówić innym językiem niż miłościwie panujący.
Dlatego książeczkę warto przeczytać. I pochylić się na przykład nad kwestiami tożsamości językowej czy problematyką nauczania wielojęzyczności. Maher nie unika kontrowersyjnych tematów, sami zresztą sprawdźcie.
Zdecydowanie najmocniejszym (prócz faktografii i bibliografii) punktem książki jest przykładowa analiza społecznych aspektów wielojęzyczności. Autor na przykładach wyjaśnia wpływ wielojęzyczności na relacje międzyludzkie, integrację społeczną oraz rozwój społeczeństw wielokulturowych. Maher udowadnia - czego nie trudno się domyślić - że wielojęzyczność nie tylko wzbogaca jednostkę, ale także stanowi istotny element budowy otwartego, tolerancyjnego społeczeństwa.
Jak na wielkość książki, to ma ona ogłuszającą wręcz ilość detali. I napisane jest przystępnym językiem rasowego popularyzatora wiedzy.
Bardzo polecam, a portalowi
nakanapie.pl dziękuję za możliwość zrecenzowania tej pozycji.