Wielkość. Oto przeznaczenie Zhu. Może dotrzeć do niej jedynie przybierając maskę. Kradnąc imię i płeć swojego nieżyjącego brata, Chongby, Zhu idzie w świat zasłużyć na potęgę i chwałę. Trawi ją wyjątkowo potężny ogień - ogień żądzy. A jest to żądza właśnie wielkości, tak wielka, że potrafi przenosić góry.
Czy motyw chińskiej dziewczyny przybierającej tożsamość mężczyzny wydaje się znajoma? Pewnie podniosłyby się głosy - oczywiście Mulan. Ale Mulan, jakkolwiek piękną jest bajką, wypada blado w zestawieniu z prozą Parker-Chan. "Ta, która stała się słońcem" nie jest ani kopią Mulan, ani nawet "Wojen makowych" (które zresztą śmigają po równi pochyłej od drugiego tomu). To książka, która jest tak świetlista, jak przeznaczenie Zhu.
W powieści zmieniają się narratorzy, jest ich dużo, każdy wpada na swoje miejsce niczym pasujący kafelek układanki, ale na pierwszy plan wybija sie ich dwoje: Zhu i Ouyang. Razem z Zhu znajdziemy się w klasztorze, gdzie dziewczyna uczy się nie tylko recytowania sutr, ale także pochłania wiedzę - i szlifuje swój wizerunek Chongby, by potem udać sie dalej, ku wojnie, krwi i przemocy, gdzie ma nadzieję spotkać swój los. Wyposażona w promieniejącą, głodną osobowość, Zhu z samozaparciem pnie sie ku szczytom, pokonując coraz więcej przeciwności, dzięki silnej woli i wierze w cel. Zhu jest postacią niezmiernie motywującą i bardzo feministyczną, pomimo faktu, że ukrywa się za męską maską. Kobiety, które w Chinach nie miały dużych praw i nie dopuszczano ich ani do polityki ani do niczego w zasadzie, też mogą pragnąć. Albo nie pragnąć, co jest tak samo silnym uczuciem - nie chcieć życia w cieniu, nie zgadzać się na wycofanie do drugiego szeregu.
Drugim znaczącym narratorem jest generał armii Wielkich Yuanów, Ouyang. Okaleczony w dzieciństwie, żywi zapiekłą i wciąż podsycaną nienawiść wobec swego kata, a raczej wszystkich, którzy przyczynili sie do jego poniżenia. Jedynym prawdziwym przyjacielem Ouyanga jest Esen, syn oprawcy. Czy jednak na pewno przyjacielem i tylko przyjacielem? Relacja tych dwóch mongolskich wodzów wydaje sie skomplikowana jak poplątany węzeł, ale jednocześnie czysta i szczera. Ouyang, porażony nienawiścią do innych i samego siebie, wydaje się jednak stracony - być może jedynym jego ratunkiem jest właśnie Esen?
Parker-Chan pisze nienagannym stylem, z poetycką prostotą kreśli piękne zdania, które trafiają wprost do serca. To styl prawdziwie wschodni. Pasuje do książki i uwypukla wzniosłość niektórych scen, by skromnie namalować kolejną, cichą i delikatną niczym letnia bryza. Dawno nie czytałam książki, która dałaby mi tyle do myślenia i po prostu - tak bardzo by mi się spodobała - od scenerii, opisów, fabuły, po genialnie nakreślone postacie. Postacie, które łączy coś na kształt niewidzialnej nici. Niczym Eywa z Avatara, los łączy je wszystkie, by potem skonfrontować.
Podoba mi sie także filozofia tej książki - filozofia, którą wyznaje Zhu. Może być ona niebezpieczna w niewłaściwych rękach. Może spalać ogniem pragnienia, niszcząc wszystko na swojej drodze. Jednak jest ona ważna, dla ludzi, którzy utknęli w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. Pragnij. Nie pozwól innym odebrać ci tego pragnienia. Jesteś wart/a chcieć czegoś więcej. Jesteś wart/a dokonać niemożliwego - wyrwać światu swój własny kęs przeznaczenia.
Książka dla tych, którzy dadzą jej szansę, nie porównując jej do powieści czy filmów, które powstały wcześniej. Dla lubujących się w skomplikowanych i nieoczywistych rozwiązaniach. I dla tych, którzy chcą poczuć oddech wiatru z mongolskiego stepu i okrutny czar starych Chin.