Dzięki temu, że wydawnictwo Jaguar zaczęło wydawać w formie powieści graficznych przeróżne klasyki literatury, mam okazję poznać naprawdę wiele tytułów, które później (prędzej czy później ;) ) na pewno przeczytam w pełnej formie. Tym razem mój wybór padł na Wielkiego Gatsby’ego, którego pokochały miliony. Czy historia umiejscowiona w epoce jazzu przypadła mi do gustu i zachęciła do sięgnięcia po pierwowzór? Przekonajcie się sami.
Wyobraźcie sobie, że jesteście dość majętni i możecie pozwolić sobie na dużo. Jest jednak coś, czego mieć nie możecie - tej jednej osoby, do której pałacie uczuciem od lat. Wasze zmagania obserwuje zaś pewien mężczyzna, który szybko staje się dla Was kimś na wzór przyjaciela. Stara się on oczywiście pomóc i wymyślić jakiś sposób, byście mogli zbliżyć się do Waszego obiektu westchnień. Jednak los nie jest zbyt łaskawy i rzuca Wam pod nogi kłody. Co wtedy zrobicie? Jak może się to zakończyć? Myślę, że odpowiedź (a może bardziej pomoc w jej znalezieniu) na to pytanie znajdzie się w tej właśnie powieści graficznej.
Główny bohater o imieniu Nick, z którego perspektywy opisywane są tutaj wydarzenia, wzbudził moją sympatię. Na samym początku jego niepewność i taka bierność w patrzeniu na to, co wyrabia jego najbliższy znajomy, mnie irytowała, jednak później jakoś udało mi się o tym zapomnieć. Jak? Nie wiem sama. Być może sprawiła to sama ta historia, która całkowicie mnie pochłonęła.
Postać samego Gatsby'ego wzbudziła we mnie może nie tyle sympatię, ile po prostu takie współczucie dla tego bohatera. Jego życie, choć tak piękne i wystawne w rzeczywistości nie było zbyt radosne i no co tu ukrywać - sama nie chciałabym tak żyć. Co z tego, że mam pieniądze i status społeczny, skoro nie odczuwam z tego powodu szczęścia? Wiem, że w czytelnikach postać Gatsby'ego wzbudza przeróżne odczucia: od niechęci, aż do wielkiej miłości. Ja pozostanę gdzieś pośrodku.
Przejdę teraz może do samej kreski powieści. Uważam, że jest ona bardzo dobra i przyjemna dla oka czytelnika. Nie jest nachalna ani zbyt przesadzona. Autorka ilustracji wykonała świetną robotę i widać, że naprawdę zna się na rzeczy. Mogę również śmiało napisać, iż jej praca dodała klimatu i charakteru całej tej historii. O tym, że dzięki formie graficznej czytelnik może sobie łatwiej wyobrazić opisywane sytuacje, chyba nie muszę wspominać, bo to rozumie się samo przez siebie. Jestem pod ogromnym wrażeniem talentu Ayi Morton i liczę na to, że jeszcze nieraz przyjdzie mi spotkać się z jej twórczością.
Fred Fordham również wykonał świetną robotę. Adaptacja tak zachwalanej powieści z pewnością nie była łatwym zadaniem, a umówmy się - by treść książki wpleść do powieści graficznej, trzeba dokonać ostrożnej i dobrej analizy całej treści. Dzięki pracy autora wyszło to bardzo dobrze i wiem już, że z pewnością sięgnę po pierwowzór - w końcu klasykę trzeba poznać bliżej.
Sama historia wciągnęła mnie od pierwszej do ostatniej strony. Nie ukrywam też, że momentami mnie wzruszyła, a także zbulwersowała. Zakończenie… No cóż, nie będę kłamać. Nie wiedziałam, co mam o nim myśleć. Byłam zła, zaskoczona i jednocześnie czułam niedosyt. Myślę, że właśnie to przesądziło o mojej decyzji dotyczącej przeczytania Wielkiego Gatsby’ego w formie typowo książkowej. Jednak nie żałuję przeczytania tej pozycji - sprawiła mi ona pewnego rodzaju przyjemność, oderwała moje myśli no i oczywiście zapoznała, choć w pewnej części z klasyką gatunku.
Jeżeli lubicie powieści graficzne i na Waszych półkach ich nigdy za wiele - koniecznie zaopatrzcie się i w tę pozycję. Piękne, dopracowane wydanie z pewnością ucieszy niejednego czytelnika oraz okładkową srokę.