O Henryku Schliemannie słyszał każdy kto choć trochę interesuje się historią, sztuką, archeologią, sporo podróżuje lub czyta. Ten dziewiętnastowieczny niemiecki archeolog - amator to, bez dwóch zdań, postać wybitna i nietuzinkowa.
Kiedy w wieku czternastu lat, z powodu nałogu ojca (pastora), zakończył edukację i został sypiającym pod ladą pomocnikiem w sklepie kolonialnym, zapewne nikomu nie przyszło do głowy, że kiedyś usłyszy o nim cały "cywilizowany" świat. I to z powodu realizacji dziecięcego marzenia! Już jako siedmiolatek, zafascynowany Troją i dziełami Homera, bawił się w wykopaliska archeologiczne. Nie tylko wierzył w istnienie homeryckiej Troi, ale postanowił, że w przyszłości odkryje jej ruiny i tym samym udowodni jej historyczne istnienie. Do realizacji tego marzenia podszedł z iście niemiecką skrupulatnością - czytał źródła, uczył się języków i zdobywał majątek. W wieku 47 lat był doskonale wykształconym samoukiem posługującym się osiemnastoma językami (w tym polskim) z pokaźną fortuną i nieudanym małżeństwem oraz trojgiem dzieci na koncie.
"Grecki skarb" nie jest biografią Henryka Schliemanna. I. Stone zbudował fabułę książki w dość nietypowy sposób. Spodobała mi się ta forma ujęcia tematu, która koncentruje się tylko na tej części życiorysu Schliemanna, w której poświęcił się realizacji swojej pasji - archeologii - oraz odniósł, godny pozazdroszczenia, międzynarodowy sukces. Tak się złożyło, że był to jednocześnie czas trwania jego drugiego, tym razem szczęśliwego, małżeństwa. Ten fakt wykorzystał autor i żonę Schliemanna Zofię uczynił narratorem oraz główną bohaterką książki, i to z jej perspektywy została opowiedziana historia odkryć archeologicznych oraz małżeństwa Schliemannów. A było to małżeństwo niebanalne i niełatwe, ale udane. Stone, cytując fragmenty listów, bardzo ciekawie pisze o ich relacji, trudnym charakterze Henryka i jego nierzadko irracjonalnym zachowaniu.
Marzeniem zafascynowanego starożytną Grecją Henryka, oprócz odkrycia Troi i skarbu Priama, było posiadanie greckiej żony i greckiego syna. Na poszukiwanie przyszłej pani Schliemann udał się do Grecji w 1869 r. Książka Stone'a rozpoczyna się od momentu przedstawienia sobie tych dwojga - łysiejącego, niepozornego, ale bogatego Schliemanna i ładnej 17-latki o klasycznych rysach i greckim profilu - Zofii Engastromenos. Nieco speszona i onieśmielona nastolatka, której rodzina borykała się z problemami finansowymi, wyznała, że chce wyjść za mąż z powodu bogactwa przyszłego męża. Te niefortunne słowa spowodowały, że Schliemann podpisał z ojcem Zofii intercyzę, która stwierdzała, że jego córka wyrzeka się praw do majątku męża. W taki oto sposób zaczęło się ich skojarzone małżeństwo z trzydziestoletnią różnicą wieku. Mimo humorów i wybuchów męża, a także skąpstwa, z którymi Zofia nauczyła się dość szybko sobie radzić, byli zgodną parą. Zofia, wychowana w tradycji mężowskiego posłuszeństwa, była dobrą panią domu, z czasem stała się również świetnym współpracownikiem i oparciem dla męża, który wieczorami czytał jej literaturę klasyczną, uczył języków obcych, w czasie podróży oprowadzał po największych europejskich stolicach i muzeach, poznawał z osobistościami świata nauki, a przede wszystkim pracował z nią ramię w ramię przy wykopaliskach. W jego oczach była prawdziwym "greckim skarbem" który, w co wierzył, przynosił mu szczęście. Zofia u boku męża stała się archeologiem, pisała artykuły do prasy, oczyszczała i katalogowała artefakty, a dzięki nabytej wiedzy i doświadczeniu zdobyła uznanie w hermetycznym światku naukowym, czego dowodem było zaproszenie do wygłoszenia odczytu w Królewskim Instytucie Archeologicznym w Londynie, za który otrzymała owację na stojąco. Przez dwadzieścia lat u boku Henryka wiodła dostatnie, intensywne i ekscytujące życie.
W "Greckim skarbie" autor szczegółowo opisuje kulisy odkryć oraz wykopaliska prowadzone przez Schliemanna w Hisarlık i Mykenach. Dla niektórych opisy te są zbyt szczegółowe i nudne. Owszem, takie wrażenie można odnieść czytając książkę bez posiłkowania się ilustracjami. Zrozumienie tekstu znacznie ułatwiają pomoce naukowe w postaci map, zdjęć i rysunków, które warto mieć pod ręką czytając Stone'a, ponieważ jego książki są ich pozbawione. Radzę więc przed lekturą przygotować sobie odpowiednie zaplecze.
Henryka Schliemanna poznajemy jako tytana pracy, człowieka nieugiętego, zaciekle broniącego swoich racji, a także chęci udowodnienia istnienia Troi całemu światu. Krytyka i zarzuty, jakoby "zadaje sobie niepotrzebny trud, szasta pieniędzmi jak utracjusz i kierowany entuzjazmem amatora bez akademickiego wykształcenia, a przez to nieuprawnionego do rozpowszechniania publicznie swych sądów, stawia nienaukowe i niemożliwe do udowodnienia hipotezy. (...) Wszyscy uczciwi i racjonalnie myślący ludzie wiedzą bowiem, że Troi nie odkryje się, (...) gdyż miasto istniało tylko w poetyckiej wyobraźni Homera." (s. 280) nie zniechęcały go, przeciwnie - dodawały mu sił do dalszej walki. Zofia stwierdziła: "Jest gotów pójść z torbami, byleby odkryć Troję." (s. 289) Był jedynym, który na wykopaliska wydawał rocznie 50.000 dolarów (własnych!). Prócz wielu godzin dziennie poświęcanych pracy w terenie, wieczorami, Schliemann niezmordowanie pisał do greckich, niemieckich, francuskich i angielskich gazet składając raporty o dokonywanych odkryciach. A były to nie byle jakie odkrycia! Nie dość, że udowodnił istnienie Troi, to wykopał taką ilość wspaniałych, prehistorycznych złotych przedmiotów (i nie tylko, łącznie 4 tys.), jakiej przed nim nie znalazł nikt. Niestety, potajemne wywiezienie Skarbu Priama do Grecji przysporzyło mu wielu kłopotów i zakończyło się procesem sądowym.
Odkrycie grobów królewskich w Mykenach (dzięki prawidłowej interpretacji słów Pauzaniasza) i złożonych w nich skarbów tylko umocniło pozycję Schliemanna jako archeologa i zamknęło usta sceptykom, choć nie wszystkim. Jego triumf pięknie jest opisany w książce. Podobnie jak grecki klimat, umiejscowienie Myken, groby tolosowe, wzgórze z twierdzą i widok na okolicę, który się z niej roztacza, cyklopowe mury i skarby. Byłam tam i widziałam to wszystko na własne oczy kilka lat temu - zgadza się co do joty. Ciekawie opisuje Stone naturę Greków i dojrzałą już relację Schliemannów.
Miała rację Madame Wiktoria - matka Zofii, twierdząc, że małżeństwa z rozsądku są najlepsze. Zofia pokochała Henryka, a kiedy w wieku 38 lat została wdową nie wyszła powtórnie za mąż, oddała się pielęgnowaniu pamięci i obronie dokonań oraz wizerunku swojego męża, który zabezpieczył ją finansowo by mogła żyć wygodnie przez resztę swoich dni.