Pamiętam, kiedy pierwszy raz obiły mi się o uszy dwa słowa "The Hunger Games". Było to jakiś miesiąc, czy dwa temu, kiedy na jednym z komercyjnych kanałów stacji muzycznej natrafiłam na teledysk Taylor Swift ft. The Civil Wars - Safe & Sound. Sama melodia i tekst zrobiły na mnie piorunujące wrażenie, dlatego migiem otworzyłam laptopa i poszukałam piosenki na youtube.pl, a tam w opisie natrafiłam na splot liter, które doszczętnie zburzyły mój wewnętrzny spokój ducha. The Hunger Games. Na tej książce powinno widnieć ostrzeżenie. "Uwaga! Tak książka wciąga i otumania!" Kiedy czytałam po raz pierwszy "Igrzyska śmierci" pochłonęłam całość w ciągu jednej nocy. I z góry założyłam, że nie popełnię tego samego błędu, gdy chwycę po książkę po raz drugi... Tej nocy nie dość, że zmienialiśmy czas, to do tego jestem już od trzydziestu dwóch godzin na nogach. Ale warto.
Jaki jest sekret popularności Głodowych Igrzysk?
Państwo Panem, dawna Ameryka Północna, podzielone jest na dwanaście dystryktów... właściwie trzynaście, ale ten ostatni od lat nie istnieje, gdyż został zmieciony z powierzchni ziemi za udział w buncie. Aby mieszkańcy Panem nie zapomnieli o dobroci swojego kraju, władze co roku urządzają Głodowe Igrzyska. Z każdego dystryktu losowani są trubuci w wieku od dwunastu do osiemnastu lat, dziewczyna i chłopak. Ta swego rodzaju danina złożona z niewinnego życia młodych mieszkańców jest okrutna, ale nikt nie ma prawa ani odwagi by wystąpić przeciwko władzom urzędującym w Kapitolu. Jednak kiedy w Dystrykcie Dwunastym wybór pada na Primrose Everdeen, zdesperowana Katniss zgłasza się na ochotnika, by zająć miejsce młodszej siostry. Szesnastolatka zawsze wykazywała się odwagą - w końcu to ona przez wiele lat była jedyną żywicielką rodziny; matki i dwunastoletniej Prim. Wie czym jest głód, cierpienie i rozpacz. Katniss nauczyła się nie myśleć o przyszłości, starać się przeżyć z dnia na dzień. Ma przyjaciela Gale'a, z którym wymyka się do lasu na polowania i to jemu powierza w opiece matkę i siostrę. Drugim trybutem zostaje Peeta Mellark, syn miejscowego piekarza. Oboje z sekundy na sekundę z zupełnie szarych ludzi stają się atrakcją całych Igrzysk. Telewizja narodowa emituje każdą minutę ich cennego życia na arenie złożonej z dwudziestu dwóch przeciwników. Żadne z nich tak usilnie nie pragnęło żyć... nie pragnęło przetrwać. Muszą przezwyciężyć własne słabości, nie dać się zastraszyć jak zaszczute zwierze i wygrać. Ale jest jeden problem. Tylko jeden trybut ma możliwość wygrania Głodowych Igrzysk.
Nie wiem co można jeszcze dodać. To że książka wciąga to niedopowiedzenie roku. Ona nie pozwala się uwolnić od zmyślnej fabuły. Narratorką jest sama Katniss, która opisuje wszystko w czasie teraźniejszym, przez co książka wzbogaca się jedynie na autentyczności. Co mi zaimponowało to to, że autorka wykreowała Katniss na oziębłą uczestniczkę trzymającą wszystkich, nawet rodzinę i ukochanego Gale'a, na pewien dystans. I to zachowanie odbija się w każdym akapicie. Zarówno autorka, jak i bohaterka nie przywiązują wagi do szczegółów, bo przecież każdy potrafi sobie wyobrazić, jak wygląda nędzna rudera, spełniająca rolę domu, albo w jaki sposób prezentuje się wystylizowana Katniss w oszałamiająco bogatej sukni, którą ubrała podczas indywidualnej prezentacji. Po co marnować miejsce na opis poduszkowca, czy sali treningowej, skoro można to wykorzystać na wytłumaczenie czym są kosogłosy, bądź zmutowane gończe osy.
Pierwszy raz spotykam się z tekstem, w którym bohaterka zdaje relację relacje czytelnikowi w całkowicie chłodny sposób i udaje jej się wzbudzić tak skrajne emocje, bo to co robi, mówi Katniss, co dzieje się na arenie, w samym dystrykcie to huśtawka emocjonalna wyrzucająca pod same niebo i spadająca z zawrotną prędkością aż do granic piekieł.
Styl jest prosty i klarowny; nie ma dziwnych ubarwień, epickich i wzniosłych orędzi, jak to źle żyje się ludziom przyszłości. Nie. Cały czas chłodna ocena sytuacji, w której aż roi się od ukrytych emocji napędza mechanizm działania u zwykłego czytelnika. Imponujący, a zarazem upiorny temat. Śmierć niemal nie schodzi z głównego planu, ale nagle, zupełnie niespodziewanie w tej krainie, gdzie nadzieja umiera jako ostania, rodzi się uczucie, które zaskakuje główną bohaterkę. Katniss stara się je odepchnąć, zapomnieć, zniszczyć, zagłuszyć... ale ono i tak powraca. I wtedy na nowo przychodzi nadzieja...
Jednak nie wszystko jest na przysłowiowy plus. Miałabym pewne "ale" co do samego tłumaczenia tytułu. Bo po diabła dawać polski tytuł "Igrzyska śmierci", skoro zarówno w oryginale, jak i w samym tekście notorycznie przewijają się "Głodowe igrzyska"? Nie rozumiem. Może lepiej brzmi, albo w grę wchodzi marketing? Razi i denerwuje i mam swego rodzaju żal do wydawnictwa, że nie obstawiało przy oryginalnym zapisie.
Jeśli mam być szczera, to "Igrzyska śmierci" klimatem, pewnego rodzaju brutalnością i realizmem, przypomina mi książkę Lauren DeStefano "Chemiczne światy: Atrofia. Wtedy też zostałam wbita w podłogę. Zębów po dziś dzień nie mogę odnaleźć...
Katniss bez wątpienia będzie niecodzienną atrakcją Siedemdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk. Pochodzi z Dwunastego Dystryktu, który znany jest w Panem z wydobywania węgla, ma szesnaście lat, w przyszłości nie chciałaby mieć dzieci i najbardziej na świecie kocha swoją młodszą siostrzyczkę Prim oraz wyprawy do lasu z Gale'mw poszukiwaniu pożywienia. Aż do rozpoczęcia Igrzysk...
"— Gdy zabrzmi gong, wynoście się stamtąd w cholerę. Nie wolno wam brać udziału w rzezi,
do której dojdzie przy Rogu Obfitości. Po prostu zniknijcie, jak najbardziej zwiększcie dystans
do innych trybutów i znajdźcie źródło wody — podkreśla. — Jasne?
— Co potem? — pytam.
— Nie dajcie się zabić — odpowiada."*
*Cytat z "Igrzysk śmierci".