Któż z nas nie lubi fantasy? Myślę, że nawet najzagorzalsi przeciwnicy tego gatunku robią czasem wyjątki dla takich powieści jak Gra o Tron czy powieści Tolkiena. Jak się okazuje nasi rodzimi autorzy też poczynają sobie coraz śmielej. Jedną z tego typu powieści jest cykl o Dzieciach Przeznaczenia pióra R.F.K. Sosińskiego. Przyznam, że Autora nie znam, i chyba nigdy wcześniej nie czytałem nic, co skreślił swym „piórem”. Ogólnie rzecz ujmując, książka bardzo mi się podobała, i to mimo kilku wkurzających mankamentów. Ale przejdźmy do rzeczy.
Konstrukcja powieści kręci się wokół tzw. Dzieci Przeznaczenia – Aszanturi, których celem jest powstrzymanie nadciagającej Apokalipsy. A wierzcie mi, jest z czym walczyć. Z jednej strony demony, które wydostały się ze swojej krainy potępienia, i chcą opanować ludzki świat, by móc żywić się ludzkim strachem i cierpieniem. Z drugiej strony atakują duchy pod przewodnictwem potępionego maga, imieniem Barden. Obie armie mają jeden cel – obudzić prasmoki, aby przy ich pomocy zniszczyć ludzkość. W międzyczasie Śmierć, tak, właśnie Ona, powołuje do życia wampira, aby zdołał powstrzymać upadający porządek rzeczy. Są jeszcze Lucyfer oraz Archanioł. Pierwszy stara się coś zdziałać, bo władza wymyka mu się z rąk, a drugi – no cóż, liczy na boską interwencję, na boski plan. Ale… no właśnie. Jak wiadomo, wszystko się gmatwa, nic nie jest takie proste. I chyba to najmocniejsza część powieści. Zagmatwanie, ciągle zmieniające się perypetie bohaterów. Dzięki takiemu zabiegowi odczuwa się grozę i napięcie godne końca czasów. W powieści znajdziecie również magów, smoki, zmiennokształtnych, ludzkich pomocników demonów, rycerzy i tak dalej. Taki miszmasz, ale konkretny i logicznie wymieszany.
Niestety jest też kilka mankamentów. Po pierwsze – zdania są skonstruowane dosyć dziwacznie. Są tak rozwlekłe, że jest to doprawdy momentami męczące. Sam używam długich zdań, by coś wyjaśnić, ale z pewnością nie jestem w stanie w tym prześcignąć szanownego Autora Aszanturi.
W tekście znajduje się mnóstwo literówek, a to ogromnie mnie drażni, bo dosłownie wyrywa mnie z powieści. Przez coś takiego nie jestem w stanie skupić się na podróży w czasoprzestrzeni fabuły książki, tylko analizuję – dlaczego, po co, czemu… ?
W książce zabrakło mi również rozwinięcia kilku wątków. Już na samym początku razi brak opisu oblężenia jednego z miast przez demony. Po prostu stwierdzono fakt upadku metropolii i tyle. Nawet nie było porządnego opisu pobojowiska, choć w tekście kilkakrotnie była o tym mowa. Zabrakło mi również silniejszego zaakcentowania postaci Bardena, bo odniosłem wrażenie, że to on jest główną osią całego apokaliptycznego zamieszania. A szkoda, bo ta postać ma przeogromny potencjał, który aż krzyczy o możliwość rozwoju! Mimo to, i tak dalej sądzę, że to najciekawsza postać powieści. Niestety nie czytałem pierwszej części, więc ciężko jest mi powiedzieć coś więcej o nim. Za to wielki plus za ukazanie świata duchów i demonów. Tutaj Autor dał naprawdę popis pomysłowości.
„Aszanturi. Nić przeznaczenia” jest interesująca, i dosłownie wyrywa z butów. Pomysł na powieść jest na szóstkę. Bohaterowie są nietuzinkowi, zdają się istnieć naprawdę. Nie są to bohaterowie idylliczni – upadają, mają wątpliwości, rozterki, kochają, nienawidzą, walczą z własnymi ułomnościami. Tylko znowu zabrakło mi rozwinięcia tego wątku. Szkoda, że Aszanturi zostało rozplanowane tylko na dwie części, bo z pewnością da się z tego wyrzeźbić coś naprawdę wciągającego, coś co mogłoby stawić czoła Dzieciom Hurrina Tolkiena czy Narreturm Sapkowskiego.
Spytacie czy polecam? I tak i nie. Tak, bo się nie znudzicie. Czas lektury minął mi naprawdę szybko i emocjonująco. Nie, bo momentami książka staje się jakby płytsza, jakby ograniczona. Zastanawia mnie dlaczego Autor bał się rozwinąć potencjał postaci. No ale cóż, może o to chodziło, aby samemu dopowiedzieć sobie to, o czym Autor milczał? Hmm, w sumie, może coś w tym jest. Tak czy inaczej, mnie bardzo się spodobało. Pozdrawiam serdecznie.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.