Po śmierci kuzyna Chris postanawia zaopiekować się młodą wdową i jej dziećmi. Niegdyś on i Anna byli najlepszymi przyjaciółmi z dzieciństwa, jednak życie tak pokierowało ich losami, że dopiero teraz mają szansę ponownie się spotkać.
Wkrótce między Chrisem a Edwardem, synem Anny, rodzi się nowe uczucie… Dziwna zażyłość, która absolutnie nie może mieć miejsca. Tak przynajmniej postrzegają to rodzice Christophera, a szczególnie jego matka. Liczy ona na dziedzica, a „nienaturalne” skłonności syna zaczynają coraz bardziej ją niepokoić.
Nocne schadzki, straszna choroba i kłamstwa… Czym jest prawdziwa miłość? Jak pozostać w zgodzie ze sobą, a jednocześnie zadowolić innych? Czy ta historia może zakończyć się szczęśliwie?
Nie miałam dużych oczekiwań, gdy sięgałam po ten tytuł. Duży druk i wiele dialogów obiecywało szybką lekturę. Poza tym przywykłam do tego, że takie powieści to coś, o czym zazwyczaj szybko zapominam. Dlatego podeszłam do tej historii na luzie… I jakież było moje zdziwienie, gdy po jej zakończeniu nie potrafiłam wyrzucić jej z głowy.
„Zniszczone pianino” to książka, która porusza szereg ważnych tematów. Przykłady można by mnożyć, ale najważniejszym problemem poruszonym w niej jest nietolerancja. I to w każdym tego słowa znaczeniu – od traktowania innej orientacji niczym choroby, po wykluczanie niepełnosprawnego chłopca z życia rodzinnego.
Nie przesadzę, gdy napiszę, że niektóre postacie w tej historii były okropne. Czasami sama nie wiedziałam, czy są one bardziej okrutne, czy krótkowzroczne. Miłość i nienawiść kierują nimi, jednak często nie potrafią one dobrze ocenić sytuacji. A zakończenie zostawiło mnie z olbrzymim smutkiem w sercu...
Losy bohaterów wzbudziły we mnie wiele emocji. Moim zdaniem autor potrafił wykreować ciekawe, barwne charaktery. Dla mnie najciekawsze były te fragmenty, które opowiadały o rodzącym się uczuciu między Chrisem i Edwardem. Cieszę się, że przedstawiono je w tak poetycki, delikatny sposób.
W tej relacji nie ma erotyzmu, są za to długie rozmowy zakochanych w sobie mężczyzn... A raczej po prostu dwóch ludzi, którzy mają swoje marzenia i pasje. Dodatkowo dramatyzmu dodaje fakt, że jeden z bohaterów jest śmiertelnie chory. Czytelnik obserwuje więc te wykradzione chwile, pełne nadziei i wiary w to, że może kiedyś… Szukania sposobu na to, aby pomóc ukochanej osobie. Choć na chwilę ulżyć jej w cierpieniu. Było to całkowicie naturalne i sprawiło, że polubiłam te fragmenty książki.
Powieść Andrzeja F. Paczkowskiego to taka historia, która skłania do przemyśleń. Nie jest ona długa, ale zawiera wiele ważnych lekcji życiowych. Co do klimatu, przypomina mi ona trochę „Bridgertonów” – te wszystkie bale, rozterki miłosne i podziały społeczne… W sumie mogłoby tego być trochę więcej, bo bardzo podobały mi się te opisy w książce.
Szczerze mówiąc, podczas czytania nawet nie zdawałam sobie sprawy z przewracanych stron. Przyczyną tego jest pewnie fakt, że historia ta naprawdę potrafi oczarować i wciągnąć czytelnika w swój świat. „Zniszczone pianino” to opowieść, która nie jest przesadnie skomplikowana. W mojej opinii jednak warto ją poznać, bo ma wszystko, co czyni książkę interesującą i ważną. Polecam!