Po niedawno przeczytanych "Szeptach" Koontza odnoszę wrażenie, iż tę książkę musiał napisać ktoś inny, bo "Twoje serce należy do mnie " jest jej przeciwieństwem. Mimo iż nie zawiera akcji kryminalnej, bo zasadniczo są to odmienne w charakterze powieści, to i tak mam wrażenie, że istnieje zdecydowana przepaść między tymi powieściami. Oczywiście zaraz następuje refleksja, że wszystko zależy kiedy dana książką powstała oraz jak wiele do powiedzenia ma osoba tłumacza. I być może o to tu przede wszystkim chodzi.
Jak dla mnie "Twoje serce..." jest nietypową książką w dorobku Autora. Thriller psychologiczny o wątku konsekwentnie pociągniętym od początku po zakończenie. Temat, który - niestety - będzie zawsze aktualny w świecie, gdzie wszystko można kupić, jeśli tylko nas na to stać. Motywy moralne, które tak łatwo pomija bohater w pierwszej części powieści dają o sobie znać w dwóch kolejnych przy jednoczesnym rozwoju wydarzeń.
Ta spokojnie poprowadzona akcja powieści, być może niektórych znudzi obrazowaniem sytuacji z punktu widzenia Ryana Perry'ego, w ramach tego co odczuwa i to nad wyraz "bujnie". Jednakże pewne przeczucia, wrażenie, że jest się obserwowanym, do tego koszmarne sny, wszystko graniczące z lekką paranoją mogą mieć sensowne wytłumaczenie. Zdecydowanie, to co się z nim dzieje w strefie psychicznej, przejmuje kontrolę nad zdroworozsądkowym myśleniem. Jednocześnie stany podświadomości, sny, które mogą mieć prorocze następstwa, są tu jednym z motywów zapewniających czytelnikowi niesłabnącą emocjonalną grę niuansów tego co rzeczywiste, a być może urojone. I o ile doznania Ryana w pierwszej części czytelnik może odbierać jako paranoidalne, to już w drugiej sam zaczyna sobie zdawać sprawę, że bohater jest dręczony. Kolejne dwie części mają na celu precyzyjne wyłuszczenie elementów układanki, które po drodze zbiera zainteresowany, a których nie był w stanie dopasować bez właściwego klucza. Następuje ostateczne rozwiązanie zagadkowych zdarzeń oraz zrozumienie przez bohatera istoty życia, wartości jakimi powinien się kierować.
Mimo iż treść zawiera również wątek romantyczny, nie ma on nic z kiczowatości. Być może dlatego, że nie jest potraktowany w sposób wylewnie zasłodzony, a być może dlatego, że nie przejął kontroli nad dalszymi poczynaniami bohatera utrzymując stosunkową równowagę między tym, co zdecydowanie cielesne w tej książce, a procesami mentalnymi, jakie zachodzą w postaciach. I znów biorąc pod uwagę "Szepty" mogę stwierdzić, iż "Twoje serce..." diametralnie różni się nawet w odniesieniu do przedstawienia scen bliskości między dwojgiem bohaterów.
W końcu, po latach trafiłam na książkę Koontza, która zdecydowanie przemówiła do mnie, bo już się bałam, że nie mam zrozumienia dla jego pisarstwa. A to by znaczyło, że moja fascynacja przeminęła.