Człowiek powinien walczyć cały czas, w takim dobrym, pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jak Stefania o rodzinę, o siebie i o pamięć, bo ta przeżyje ich wszystkich. Bo jedynie pamięć przetrwa, gdy świadków nie będzie. A Stefanii przyszło żyć w czasach, których nie wybierała. Przyszło jej doświadczyć wszystkiego, czego doświadczyć nie powinna i być kobietą wtedy, gdy ludzi miało się za nic.
A miało być inaczej, bo wszystko zaczęło się, jak w bajce.
Była miłość i ukochany Franciszek. Był dom, była gorąca zupa przegryzana wielką pajdą chleba, były świeżo upieczone rogale drożdżowe. Były kury i krowa w oborze i pierwsza ciąża i to matczyne, Stefy, czekanie na maleństwo. Była... nadzieja. Lecz nagle zrobiło się ciemno. Nadleciały wrogie samoloty, spadły pierwsze bomby i polała się niewinna krew. Od tego momentu nic już nie było takie, jak wcześniej. Zmienił się świat i ludzie wraz z nim. Wkroczył głód, taki do trzewi, choroby, łzy i śmierć. Ta się wręcz rozsiadła, jak gość za stołem w kuchni, który z uśmiechem mówi o sprawunku w okolicy, a wychodząc zabiera to, po co przyszedł.
Ludzkość zapłaciła wysoką cenę, by dotrzeć do punktu, w którym dziś jest. Zapłaciła i Stefania i Franek i Stasia i Waldek i miliony wraz z nimi. W obliczu tak wszechpotężnej i wiecznie nienasyconej śmierci w pewnym momencie coś w człowieku pęka, a owo pęknięcie ujawnia zgrozę. Wypływa strach przed doczesnością, którego nie sposób uchwycić, by ponownie w ową wyrwę wepchnąć. Nie da się zatrzymać koła wojny, jak nie da się przywrócić życia, które z ciała ludzkiego uszło. Nie sposób chwycić w dłoń szklankę wodę, bo ta wypada, bo palce bolą, bo dłoń poraniona do kości...
Stefania przetrwała, a wraz z nią Franek i dzieci. I nieliczni jej bliscy, ledwie garstka, garstka – niemalże szczęściarzy. Ludzkie perełki, których nie powinno być. I ty, czytając, uzmysławiasz sobie, że miłość świeci światłem tak czystym i jasnym, że pokonuje wszystko. Mimo bólu, mimo cierpienia, mimo upokorzeń, strachu i bezsilności. Szczera miłość zwycięża. Agata Pakuła spisała losy ludzi, o których powinny powstać tomy, tomiska całe. I tak, jak postać na obrazie trzeba malować tak, by mogła w nim jak najciszej zamieszkać, tak autorka swoją rodzinę opisała tak, by ta z godnością mogła na nowo ożyć. Bo to część i historii i jej samej. Gdyby nie pazerność życia, gdyby nie nikłe resztki życia, które łapała babcia – teraz nie byłoby ani jej, ani tej niepozornej książki. Nie było nikogo, ani niczego. To dzięki Stefanii i Frankowi dzieje się to tu i teraz. Żyje Agata i żyje pamięć o tych ludziach. Ich dusze żyją wiecznie, jak i pamięć.
„Stefania i wojna” to druga publikacja Agaty Pakuły o rodzinie Knapczyków. Tu jest Stefania – kobieta – żona – mamusia – babcia. Wcześniejsza książka, „Przez 581 dni byłem tylko numerem” to losy Franciszka Knapczyka, który trafił do obozu koncentracyjnego. I przeżył. On – mężczyzna – mąż – tatuś – dziaduś... Wrócił do domu. Wrócił do rodziny i rozpłakał się z wdzięczności. Wrócił, choć miał paść, jak zwierzę. Wrócił, choć wracali nieliczni. Wrócił... Wrócił, a reszta nie miała już znaczenia.
Pamięć łączy się ze startą, z brakiem. Pamięć, to okruchy obrazów, z których Agata Pakuła misternie składa portrety ludzi. I choć pamięć nie utrzymuje przy życiu, to jednak jakoś spowalnia to tracenie i umieranie. Nie ma dotyku, przytulenia, oddechu bliskości. Nie ma – ale jest coś ponad tym. Są myśli, ciepło w sercu i duma. Wspominania są u Agaty oknami duszy, które ta otwiera, i przez które wpuszcza słońce. Staje przy nich, czuje na twarzy delikatny powiew wiatru, zamyka oczy. Serce mocno bije. Stawia ostatnią kropkę przy ostatnim zdaniu i czyje się... pełna.
Agata Pakuła spuszcza głowę i szepcze „Dopełniło się... Jestem tu i teraz... Jestem ja dla Was...”
I można pytać, gdzie w 1939 roku był Bóg? Można mieć pretensje i żal i można odwrócić się od Boga, że tak zostawił, że dał to, co dał, że odebrał chleb, nadzieję i człowieczeństwo ... Ale czy to nie oznaka miłości? - pytam. Po czytaniu uzmysławiasz sobie, że to była Boża miłość. Dzięki niej przeżyła silna Stefania i jej Franek i reszta. Dzięki miłości Najwyższego każda kromka chleba, jaką człowiek brał potem do ręki, była najcenniejszym skarbem na ziemi. Każdy dotyk drugiego człowieka największym klejnotem. Każdy łyk gorącej herbaty z miodem smakował, jak nigdy wcześniej. Ta Boża miłość dała ludziom po wojnie nowy zmysł – radość, która była i w sercu i na języku i w oczach...
Czytasz i dziękujesz za to, co masz i gdzie jesteś i co osiągnąłeś.
Czujesz pokorę wobec życia, wdzięczność i wierzysz, że wszystko musiało być po coś. To coś każdy odnajdzie na swój sposób. Jednak prawdą jest, że o takich ludziach trzeba pisać i pisać i pisać...
#agaKUSIczyta