Chyba każdy człowiek na ziemi posiada ulubioną miejscowość, z którą wiążą się wspaniałe wspomnienia dotyczące naszego życia oraz chwil, które wywarły, jakieś na nas wrażenie. Wszelkie zagrożenia, które dotkną ją, tak samo źle oddziaływają na nas, gdyż przeżywamy te katusze w trosce o dobro tego miejsca, które zostało dotknięte, jakimś kataklizmem. Cieszymy się także, gdy miejscowość ta się rozwija i prężnie pnie się ku wyżynom sławy. Jednakże wszelkie te emocje będą dotyczyć tylko tych miejsc, w których czujemy się jak u siebie, a w innych miastach i wsiach będziemy czuć się nieswojo, co oznacza, że to nie jest nasze miejsce na ziemi.
Treść
Za sprawą książki otrzymujemy szereg tekstów Leopolda Tyrmanda z lat 1947-1956, które pisał do „Stolicy”, „Tygodnika Powszechnego” i „Przekroju”. Felietony owe są aktem umiłowania własnego miasta, jakim dla autora była Warszawa. Każde własne wspomnienie, bądź pochodzące z kart historii podnosiło go na duchu, bądź wpędzało w smutek, jeśli dotyczyło ono tragicznych losów zwłaszcza tych najświeższych, czyli okresu II Wojny Światowej i zniszczenia Warszawy. Lata w których pisał te teksty, cechowały się wielkim zrywem rekonstrukcyjnym zniszczonych budynków mieszkalnych, politycznych, religijnych i związanych z szeroko pojmowaną kulturą, a wszystko miało mieć charakter dawnych zabytków, bądź miało być ich wiernymi kopiami. Widać każdy zachwyt z powodu perfekcyjnie zrekonstruowanych budynków, ale również zniesmaczenie dotyczące źle zbudowanych konstrukcji, które cechowały się pomyleniem stylów danych epok na konkretnych ulicach. Zdecydowanie cieszył się zachwytem obcokrajowców i próbował nakreślić czym jest warszawskość oraz czym jest Warszawa, że taki bije z niej urok. Za sprawą swoich tekstów nakreślał również ważne problemy, które dotyczyły dnia codziennego, ale można w nich dostrzec sprawy nadal aktualne, jak chociażby brak szanowania zieleni przez obywateli. Te i inne rozważania dają obraz prawdziwie zakochanego w Warszawie człowieka, mieszkańca, Polaka i zdecydowanie każdy w nas odnajdzie takiego człowieka stającego murem za swą umiłowaną miejscowością.
Forma przekazu
Pomimo, iż teksty tworzył doskonały mówca i myśliciel w dość już odległym czasie, to jednak przystępność i możliwa łatwość odbioru sugerują, iż każdy kto po nie sięgnie zrozumie głębię przesłań oraz emocje, które targały wtedy autorem. Dość rzadko czytelnik będzie narażony na konieczność skorzystania z pomocy słownika, gdyż praktycznie niewiele pojawia się słów, które obecnie dość rzadko są używane lub wcale ich nie ma w obiegu. Z doświadczenia wiem, że w tamtejszych, jak i wcześniejszych czasach dość rzadko bywało, by autor dzięki doskonałej i nieprzesadnej wymowie miał dar docierać swoimi myślami do każdego czytelnika bez stosowania archaizmów oraz innych pojęć, które były rozumiane przez wąską elitę czytelników. Wszelkie rozważania są dość krótkie, kilkustronicowe, dzięki czemu nikt nie popadnie w zbyt długą zadumę lub się nie znudzi, jak miałoby to miejsce w przypadku dłuższych tekstów. Najpiękniejsze odczucie jakie można wysnuć z tejże lektury jest to, iż autor nie wywyższał się, tylko cały czas był takim prawdziwym warszawiakiem, równym innym ludziom spotykanym na ulicy.
Podsumowanie
Książkę czyta się dość płynnie z chwilami refleksji wywołanymi opisami Warszawy, jak i uczuciami przelewanymi na papier przez autora. Dodatkiem jakim znajdziemy są kopie gazet, które zawierają teksty autora oraz niekiedy różne fotografie przedstawiające Warszawę przed i po jej zburzeniu przez Niemców, co niewątpliwie sprawia, iż książka staje się jeszcze bardziej atrakcyjna. Okładka jest matowa w dotyku i dość stonowana jeśli chodzi o kolorystykę, ale jak najbardziej pasuje do treści książki. Gorąco polecam pozycję wszystkim czytelnikom interesującym się Warszawą, latami jej odbudowy, a także pragnącym przy okazji zobaczyć jak można być zakochanym w swojej miejscowości wywyższając ją ponad wszelkie inne miasta całego świata.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Stowarzyszeniu Sztukater.