Książki dzielą się na te które czytamy dla nauki i na te które czytamy dla przyjemności. Do tych pierwszych zaliczyć można Encyklopedię PWN i wszystkie opowieści Normana Daviesa. Do tych drugich niedawno dopisałem pierwszy tom „Czarnej Walizki” zatytułowany „Wszystko dla Ciebie” autorstwa Katarzyny Ryrych.
Przyjemność czytania polega na tym, że Czytelnik odnajduje coś w tekście, co go urzeka, co go przyciąga. I już nie potrafi przerwać lektury, choćby był głodny lub ktoś waliłby do drzwi. Taki to magnes – ta powieść.
W przypadku „Wszystko dla Ciebie” tym czymś co kusi, jest ... inne potraktowanie epickiej formy sagi rodzinnej. Saga, jak wiadomo, jest opowieścią o rodzinie lub jej pojedynczego bohatera. Przeważnie tak się dzieje że widzimy ową rodzinę – kilka ( kilkanaście) postaci na tle wydarzeń historycznych. Owszem, „Czarna walizka” spełnia ten warunek. Lecz główny bohater Katarzyny Ryrych jest adoptowanym dzieckiem. Przez dwie, a gdyby tak dobrze policzyć – przez trzy kobiety.
Policzmy: chłopiec został odnaleziony przez siostrę zakonną, Agłaję. Odnaleziony i wykarmiony. To pierwsza kobieta w życiu chłopca. Rodzicami chrzestnymi małego Mikołaja ( chociaż tak naprawdę jest pochodzenia mojżeszowego i naturalna matka nadała mu imię Izaak) zostaje przypadkowo przechodząca obok klasztoru para - piękna aktorka z teatrzyku objazdowego i czarujący złodziej, umiejący otworzyć każdy sejf. Owa atrakcyjna kobieta jest drugą kobietą, która ma pretensję do wychowania chłopca. Mikołaj, obdarowany przez chrzestnych tajemniczą pamiątką, którą otrzymać ma w dniu swego ślubu, i sporą sumą pieniędzy, opuszcza wkrótce sierociniec ze swoim nowym ojcem - bogaty kupcem Konstantym Brodskim, bezdzietnym filantropem. W podróż do Odessy wyrusza wraz z nimi młoda mamka, Chaja, która przed kilkoma dniami straciła synka. I to trzecia kobieta mająca niemały wpływ na życie Mikołaja-Izaaka.
To dopiero początek, a jak widzicie dużo się stało na kartach opowieści. A jednocześnie zdaję sobie sprawę że na małej przestrzeni zdań, może wydawać się to wszystko tak zagmatwane, tak poplątane, że odstrasza od sięgnięcia po książkę. Gdy jednak zaczniecie czytać, wszystko wam się ułoży, jak puzzle w obrazek. Obrazek ciekawy dla oka: przemyślany od początku po koniec, inteligentnie skonstruowany. I jak już wspomniałem – temat sagi nietuzinkowo potraktowany.
To co najważniejsze, zostawiłem na koniec. Tempo akcji jest zawrotne. Nie obejrzałem się za siebie, a nasz bohater z noworodka przeistoczył się w pięcioletniego malca. Ponownie obróciłem się, tym razem na pięcie, a Mikołaj staje się młodzieńcem. Jeszcze jeden obrót – widzimy ślub i wesele. Oczywiście Katarzyna Ryrych nie zaniedbuje innych bohaterów, również i ich postarza. Nie udaje ( jak niektórym pisarzom zdarza się) że chociaż dzieci rosną, to ich rodzice mają wciąż po dwadzieścia lat. Być może to zbyt szybkie wirowanie wiekiem bohaterów nie jest zbyt dobrym elementem powieści. Wygląda to w ten sposób jakby Pisarka śpieszyła się dokądś. W tym miejscu chciałbym pani Kasi postawić „minus”. Mały, ale jednak.
Tło historyczne, jak się zdaje, opisane jest bez zarzutu. W powieści Katarzyny Ryrych pojawia się wątek prześladowania żydów. Być może Autorka stosuje kalki i podaje stereotypowe oceny danych faktów, lecz robi to konsekwentnie, bez zarzutu. Bez żadnych mrugnięć okiem w stronę Czytelnika. A teraz, drogi Czytelniku – opowiem Ci tę samą historię z innej perspektywy dziejowej. Zresztą, tak mi się zdaje, nie tło historyczne jest najważniejsze w powieści.
To jest powieść o zgubieniu i zagubieniu. O drogach człowieczych które nie chcą się spotkać. O spotkaniach, których miało nie być, i tych wizytach, które pomimo trudności – odbyły się. O maluczkich, zaplątanych w wir historii. Tak naprawdę o nas samych, tylko że występujących pod innymi nazwiskami.
To jest najważniejsze. To jest pouczające.