Jeżeli można się zakochać w autorze na podstawie jego książek, to ja to właśnie uczyniłam. No, nie tak "właśnie", bo ponad 15 lat temu, kiedy to po raz pierwszy wybrałam się na północno-wschodnie rubieże kraju. A że ja niczego nie potrafię zrobić "po prostu" i "na spokojnie", to zaopatrzyłam się w ten przewodnik (który skusił mnie obszernością - podejrzewałam, że nie jest potraktowany "po łebkach".) Nie pamiętam ile miałam lat, podczas pierwszego pobytu na Suwalszczyźnie, ale na pewno nie znałam jeszcze wydawnictwa i byłam biedną studentką :) czytaj - bez samochodu, a autobusy tam jeżdżą jak chcą (jeśli w ogóle jeżdżą). W efekcie ponad 10 dni podróżowałam na nóżkach lub autostopem wzdłuż granicy wschodniej. Bo tak prowadził pan Rąkowski. Dlaczego szłam dokładnie za przewodnikiem? Proste - nie miałam wiedzy wystarczającej do zwiedzania, a w plecaku tylko ten jeden przewodnik (to były czasy bez internetu i telefonów komórkowych).
Co jest fascynującego w tym przewodniku? Autor prowadzi nas pasem granicznym (bodaj do 10 km od granicy wschodniej). Prowadzi nas polami, łąkami, nad rzekami. Zachodzimy z nim do starych chat, odwiedzamy cmentarze i pojedyncze nagrobki, mijamy kapliczki i stare drzewa. Przy każdym autor opowiada historię. Krótszą-dłuższą, ciekawą-mniej ciekawą. Ale zawsze adekwatną do miejsca. Są tu zatem i historyczne gawędy i legendy, i opisy przyrody, a nawet magia.
Nie znajdziecie tu rozkładów jazdy autobusów. Nie znajdziecie opisów szlaków turystycznych (choć w każdej części autor porusza się konkretną trasą, zaznaczoną na początku rozdziału, wraz z odpowiednim kilometrażem) - mnie akurat to się nie przydało, bo odcinki są raczej samochodowe (40-50 km i więcej), ale każda z tras jest opisana tak, że można się po niej poruszać rowerem, samochodem i na piechotę. Przy większości wspomnianych w przewodniku, miejscowości wspomniane jest to co warto zobaczyć, to co można zobaczyć i to co można było zobaczyć, tylko że tego czegoś już nie ma. Wtedy zostaje historia.
Z tego przewodnika dowiecie się o molennie w Wodziłkach (świątynia staroobrzędowców), odwiedzicie meczet w Kruszynianach i Bohonikach, wstąpicie na współczesny mizar. Odwiedzicie proroka Ilię i ruiny sokólskich wiatraków. A wszystko w odległości 10 km od wschodniej granicy. Mój egzemplarz jest już zabrudzony, wymemłany i niedopowiedzeniem jest stwierdzenie, że "nosi ślady użytkowania". Mój egzemplarz się z tych śladów składa :) Ale wciąż jest w "jednym kawałku", żadna strona nie opuściła swojego miejsca, co stanowi dowód na to, że przewodniki Rewasza są solidne nie tylko w treści.
Ten przewodnik można też czytać do poduszki (w formie szkiców, gawęd czy opowiadań), znacznie lepiej jednak czynić to pod cerkwią, która sama wyrosła spod ziemi, w zdziczałych sadach Świsłoczanów, czy nad meandrami Nietupy.
Taki już bowiem jest mój nałóg, że zamiast szukać dziwów świata po udeptanych szlakach, brodziłem całe życie tylko przez piaski, bagna i manowce omijane przez wszystkich, wpatrując się w dno tych rzek modrych, w łąki i gaje, w ludzi, którzy należą jeszcze do otaczającej ich natury, w ich chaty i stare cmentarzyska...
te słowa Zygmunta Glogera stały się mottem przewodnika. Od tamtego pamiętnego lata i moim mottem.