Książka reprezentuje znany motyw Niewiarygodnego i Supertajnego Sekretu z Przeszłości™. Przepis jest prosty: bierzesz iluminatów, templariuszy, masonów, różokrzyżowców lub podobnych, sugerujesz, że ich spadkobiercy, kontynuatorzy lub naśladowcy istnieją nadal i tworzą niebezpieczną sektę, która dąży do władzy nad światem, zagłady ludzkości lub wręcz całościowego kolapsu Uniwersum (a co!). Dodajesz jakiś historyczny artefakt obdarzony mocą lub przynajmniej otoczony kultem, najlepiej egipski albo wykonany przez Majów, a także nadgryziony spróchniałym zębem skryby, częściowo nieczytelny pergamin z przepowiednią w stylu: …gdy ostatni potomek pierwszego przodka skropi kumysem święty kamień w noc letniego przesilenia, z nieba rozlegnie się wielkie prrruuutt! Wplątujesz w intrygę pozornie przypadkowe osoby, które w końcu okażą się spokrewnione z Wielkim Mistrzem Perpetualnego Anagnoryzmu lub wręcz wybrańcami losu, których narodziny zapowiedziane były przez tajemniczy układ gwiazd, i otrzymujesz potencjalny bestseller.
Niestety, tylko potencjalny. Niektóre z realizacji powyższego schematu da się przeczytać z przyjemnością, ale stanowią one mniejszość.
Czwarte przymierze toczy się dwutorowo w teraźniejszości i w średniowieczu, głównie w wieku XIII, choć sięgamy też do zdobycia Jerozolimy przez krzyżowców. Akcja krąży wokół artefaktów (a jakże), przepowiedni (no pewnie) i spisku (to jasne). Porozmawiajmy więc o obu planach czasowych.
Przeszłość opisana jest z jednej strony sztampowo – postacie spacerując po scenie wydarzeń z zapałem reprodukują podręczniki historii, sztuki i architektury na użytek czytelnika – a z drugiej zdumiewająco nowocześnie. To, że autor zrezygnował z archaizacji języka, może być nawet zaliczone na plus, w końcu dla ludzi z XIII wieku ich język nie był archaiczny. Gorzej, że postacie także myślą w sposób nowoczesny.
Wydarzenia w powieści toczą się… bo tak. Ilość zbiegów okoliczności lub zwykłych niepodobieństw jest zdumiewająca. Kiedy wyrwie ci się nieostrożne zdanie, oczywiście usłyszy to akurat osoba zainteresowana tą samą tajemnicą, co ty. W tłumie wypełniającym wielki kościół trafisz oczywiście na jedyną osobę w mieście, która pozna cię z twarzy mimo przebrania.
Postacie zachowują się nielogicznie i głupio. Mówiono ci, żebyś nikomu, ale to nikomu poza swoją rodziną nie powierzał sekretu? No to w przeciągu paru dni wypaplesz go dwa razy obcym. Podejrzewasz, że znienawidzony przez ciebie przybysz może spiskować z twoim towarzyszem, którego uważasz za krętacza? No to pozwolisz im pogadać na osobności, i nawet nie spróbujesz podsłuchiwać.
Ozdabiają to wszystko takie perełki, jak fakt, że w połowie XIII wieku ktoś odwiedza 92-letniego przyjaciela i jest zszokowany, że ten jest umierający. Powinien raczej być ciężko zszokowany, że w tym wieku człowiek jeszcze żyje. Czy autor ma pojęcie, jaka wtedy była przeciętna długość życia? I przecież nawet dziś śmierć w tym wieku niczym dziwnym nie jest.
We współczesności za to postacie odznaczają się nie tylko rozczulającą wręcz gotowością natychmiastowego akceptowania najbardziej nieprawdopodobnych historii („Ach, więc mój dziadek był członkiem tajnego stowarzyszenia rodem ze średniowiecza – jakie to oczywiste!”), ale też i umiejętnością natychmiastowego fabrykowania dalszego ich ciągu („Skoro coś wygląda jak opis w Biblii to przecież musi być autentyk z biblijnych czasów!”). Jeden z bohaterów przez chwilę objawia zdrowy sceptycyzm, ale szybko zmienia zdanie. Dlaczego? Bo pokręconą historyjkę opowiada mu ładna laska. Policja przyjmuje bez mrugnięcia okiem dziwne wyjaśnienia i oddaje bohaterom zabytkowe przedmioty zamiast wysłać je do muzeum albo zamknąć w archiwum dowodów rzeczowych. Prowadząca prace archeologiczne na oczach świadków chowa znaleziony artefakt do kieszeni i zabiera go do własnego użytku. Ktoś przyznaje się do morderstwa, a wysłuchująca go osoba ani myśli iść na policję. Poszukiwania odpowiedzi na Potężne Pytania prowadzone są tylko weekendy, bo w tygodniu bohaterowie pracują. Prawdopodobnie śledzący ich spiskowcy są im za to wdzięczni, bo też mogą iść do roboty.
Trójkąt miłosny, organizujący relacje między głównymi bohaterami w wątku współczesnym, budzi tylko niesmak - dwie kretynki uganiają się za typem bez charakteru, który okłamuje obie, na zmianę. Poza tym, akcja polega na tym, że bohaterowie gdzieś jadą, potem gadają, i jeszcze dowiadujemy się szczegółowo, co jedzą. No bo wiecie, co prawda zagraża nam spisek religijnych fanatyków, ale zapiekane szparagi i dziczyzna były super.
Miałam ochotę na przygodówkę, dostałam niestrawnego gniota.