Książkę Mikołaja Marceli „SeLekcje. Jak szkoła niszczy ludzi, społeczeństwo i świat” jest w mojej opinii reakcją na to, co wydarzyło się w polskim szkolnictwie w wyniku pandemii. Konieczność prowadzenia lekcji zdalnych, z wykorzystaniem technologii informatycznych ujawniła wiele prawd o systemie edukacyjnym, który nie nadąża za zmianami, jakie dokonują się w teraźniejszości. Stworzony w XIX wieku, ciągle realizuje cele tamtego społeczeństwa, nieznacznie modyfikując metody i opornie korzystając z wiedzy, jakiej dostarczają badania nad psychologią, pamięcią i procesami uczenia.
W swoich poprzednich publikacjach Mikołaj Marcela poświęcił wiele uwagi kwestii relacji pomiędzy dorosłymi a dziećmi. W najnowszej książce skupił się na tym, jak szkodliwą instytucją jest szkoła, która stopniowo zabija w dzieciach naturalną ciekawość i chęć uczenia się, budząc w zamian niezdrową rywalizację, niszcząc poczucie własnej wartości i sprawstwa, poczucie solidarności sprowadzając do wspólnego mianownika jednostki wybitne.
Szkoła w obecnym kształcie jest szkodliwa i nieskuteczna. Nie współgra z naturalnymi potrzebami wychowanków, opiera się na skrajnej nierównowadze pomiędzy uczniami i nauczycielami, uniemożliwiającej nawiązanie porozumienia między nimi, jest instytucją przymusu, a nie swobodnego rozwoju. Mitem jest, że przygotowuje do dorosłego życia. Mitem jest, że wyrównuje szanse dzieci z ubogich rodzin. Podział na klasy opierający się na kryterium wiekowym jest szkodliwy, bo dzieci rozwijają się w różnym tempie. System oceniania i ewaluacji wiedzy jest nieskuteczny. Nie prowadzi do zdobywania wiedzy i umiejętności, ale do rywalizacji, do podejmowania wielkiego wysiłku w celu zdobycia zaliczenia, po którym wiedza ulatuje z pamięci. Podział na przedmioty też nie sprzyja naturalnej ciekawości.
Szkoła zabija indywidualność i stopniowo pozbawia możliwości. Jest instytucją opresyjną, która zamiast uczyć krytycznego myślenia, uczy, co należy myśleć, co uważać za słuszne i wartościowe. Kładzie nacisk na literaturę, pomijając inne dobra kultury i źródła wiedzy, zwłaszcza te nowoczesne - film i Internet.
Receptą na wszystkie wady współczesnej szkoły jest idea edukacji demokratycznej, w której uczeń może kierować się swoimi zainteresowaniami, interdyscyplinarna, pozbawiona ocen i egzaminów, odpowiadająca na naturalne potrzeby zdobywania wiedzy przez dzieci i młodzież. Co mnie zaskoczyło, eksperymenty z takim szkolnictwem prowadzono już w dwudziestoleciu międzywojennym. Przynosiły one zaskakujące rezultaty – młodzież bez pomocy nauczyciela, kierowana zaciekawieniem, była w stanie nauczyć się władać językiem francuskim. Wniosek z tego, jak i z całej publikacji płynący, jest taki, że nie doceniamy naszych uczniów. Przypisujemy im lenistwo i krnąbrność, wzbudzane, paradoksalnie, przez to, jak szkolnictwo jest zorganizowane.
Autor udowadnia, że współczesne społeczeństwo z swoim konsumpcjonizmem i bezkrytycyzmem jest efektem tego, jak szkoła wpływa na jednostki. Zamiast chęci zdobywania wiedzy szkoła buduje potrzebę kształcenia – jako obietnicę lepszego życia. Kładzie nacisk na rywalizację, wspinanie się po szczeblach kariery, zamiast podążanie za własnymi zainteresowaniami. Pokazuje, że praca jest trudem i znojem, a nie drogą do wspólnego celu. A przez to wymaga zewnętrznego nadzoru. Często jest też bezsensowna.
Wszystko to brzmi bardzo pięknie i utopijnie, ale też niemożliwie. Analiza Mikołaja Marceli jest przekonywująca, oparta na badaniach i wielu publikacjach, a przy tym rewolucyjna, wymagająca całkowitej zmiany systemu edukacji, której dokonać musieliby ludzie przez ten system ukształtowani. Trudno sobie wyobrazić, aby szkoła mogła wyglądać inaczej niż teraz. Eksperymenty edukacyjne potwierdzają jednak, że warto wyjść poza schematy.