Daniel Kasprzak, autor poczytnej serii kryminalnej, umiera w podejrzanych okolicznościach. A może wcale nie umiera? Coś dziwnego jednak dzieje się wokół osoby pisarza, bowiem jego ciało w zagadkowy sposób znika z apartamentu, a śledczym mnożą się pytania. Zgon naturalny? Morderstwo? A może wszystko to brawurowo skrojona akcja promocyjna związana z premierą najnowszej powieści Kasprzaka?
Autor osadził powieść w środowisku pisarsko-wydawniczo-blogerskim, nie pominął również zagadnień rynku księgarskiego. Nie przeczę, było to barwne, do pewnego momentu również ciekawe, zahaczające o informacje raczej niedostępne dla osób niewtajemniczonych, ale bardzo szybko stało się męczące i nudne, bo po prostu było tego zbyt wiele. Szczególnie blogerka Jagoda wiodła prym erudycyjny w tym zakresie. Nawrocki zasugerował jej nawet, że ta jej dogłębna analiza literatury i autorów byłaby znakomita na rozprawę naukową. Popieram w całej rozciągłości: na dysertację naukową idealne, do powieści przytłaczające. Doceniam ogromny wkład pracy autora i reaserch zrobiony pod te zagadnienia, zdaję sobie sprawę, że dotarcie do pewnych ciekawostek, niuansów z życia pisarzy, itp., pewnie nie było łatwe, ale też uważam, że w ogólnym rozrachunku fabuła na tym ucierpiała, stała się ciężka i nużąca.
W powieści jest też bardzo dużo różnego typu odniesień do literatury. Osobiście bardzo lubię takie nawiązania, uważam, że to dobrze wpływa na fabułę, wzbogaca ją, a także ulepsza charakterystykę postaci, jednak tutaj to i plus i minus zarazem. Niemal każdy bohater „Smogu” był swego rodzaju erudytą literackim, każdy miał jakieś swoje zdanie w tym temacie i musiał rzucić jakimś tytułem czy ciekawostką literacką. W efekcie to, co mogło stanowić o indywidualności jakiegoś jednego bohatera, zlało się w jeden byt i spowodowało, że zatarła się granica pomiędzy charakterami postaci. Każdy był taki sam: oczytany, znający nie tylko klasykę, ale i literaturę rozrywkową, i umiejący lekko i na poczekaniu wpleść te zagadnienia w rozmowę.
Wątek kryminalny, który w powieści kryminalnej powinien być dominujący, zgubił się w morzu tych wszystkich dywagacji, akcji praktycznie nie ma (od odkrycia ciała pisarza, co ma miejsce już na początku powieści, do znaleziska w okolicy ulicy Dymarek mija 60% fabuły opartej głównie na rozkminkach Jagody przeplatanych opieszałym śledztwem Nawrockiego, którego i tak chyba bardziej interesowały walory Laury Okońskiej niż zagwozdka związana z Kasprzakiem… Mniej więcej od tego momentu wydarzenia przyspieszają i zyskują znaczącą dynamikę, jednak nadal zdarza się zbaczać w stronę epizodów niemających związku z fabułą, jak np. cały rozdział z pogadanką Nawrockiego dla seniorów o czyhających na nich zagrożeniach. Taka mała kampania społeczna o tym, jak uchronić seniora przed wnuczkiem :)
Sam wątek kryminalny był świetny, ciekawie poprowadzony i zaskakująco zakończony. Brałam pod uwagę innego sprawcę, pośrednio może troszkę trafiłam, ale ostatecznie raczej pudło :)
Za co lubię twórczość Pawła Fleszara?
- za odmienność;
- za ciekawe i niesztampowe wątki kryminalne;
- za delikatność i wyczucie w podejmowaniu trudnych tematów, dzięki czemu nie przytłaczają swoim ciężarem gatunkowym;
- za autentyczność realiów;
- za najlepszy i najprawdziwszy moim zdaniem literacki obraz Krakowa;
- za trzecioosobową narrację;
- za potoczystość i normalność języka, w którym nie ma wydumanych literackich stylizacji.
Za co lubię ją mniej?
- za zbyt częste odchodzenie od tematu głównego i wątki poboczne, czasem wcale niezwiązane z fabułą;
- za nadmierną opisowość (np. opis wyglądu Laury Okońskiej był tak drobiazgowy, że właściwie czuję, jakbym znała tę kobietę od lat – jeśli o taki efekt autorowi chodziło, to brawo! Udało się!);
- za rozpraszające uwagę wstawki narracyjne wplatane np. w tok myślowy bohaterów (np. pojedyncze zdania zasłyszanej rozmowy dwóch przypadkowych pasażerów tramwaju na temat wygaszania wielkiego pieca w Arcelor Mittal, dokładne przytoczenie tekstu z monitora informacyjnego umieszczonego w tramwaju czy rozmowa dwóch pisarzy, której pod halą EXPO przysłuchiwał się Nawrocki). Paweł Fleszar jest mistrzem dygresji :)
Nadal, niezmiennie, moją ulubioną powieścią pana Pawła pozostaje „Powódź”. Uważam ją za udany debiut literacki, ponadto książka ma wszystkie cechy, jakie w moim odczuciu czynią kryminał świetnym: interesujący wątek główny, nienużąca historia skoncentrowana na sednie sprawy, bez przydługich i niepotrzebnych dygresji i narracji… takie niewielkie, wręcz filigranowe crème de la crème twórczości autora.
Ogromnie podoba mi się okładka powieści oraz rozbawiła mnie fraza „noc z poniedziałku na niedzielę” – panie Pawle, to musiała być bardzo długa noc :)))