Sięgnąłem po tę książkę mistrza po lekturze listów Lema do Michaela Kandla i biografii Lema pióra Orlińskiego. W obu książkach sporo się o pamiętniku mówi.
Panuje w książce klaustrofobiczna atmosfera rodem z Kafki, oto bohater i narrator błąka się po olbrzymim gmachu, siedzibie służb wojskowych i wywiadowczych, ma mieć jakąś misję, ale nikt nie jest mu w stanie powiedzieć, jaką, różni oficjele na jego widok uciekają albo nawet popełniają samobójstwo. Panuje atmosfera niepewności, grozy i niewypowiedzianej tajemnicy. Świetnie opisał Lem sytuację znaną z komuny, gdy wszyscy coś wiedzą, jakąś publiczną tajemnicę, ale nikt tego nie wypowiada otwarcie, temat tabu. Nasz bohater zdaje się nie zna tego tabu, i może dlatego budzi taką konsternację i przerażenie.
Potem rzecz cała się potęguje. Narrator spotyka podwójnych, potrójnych czy poczwórnych szpiegów, którzy się wzajemnie demaskują „dublet demaskuje trypleta albo kwadrupleta – trudności, niestety, rosną, bo już się poszóstni trafiają, pono nawet siódmacy, z co gorliwszych...” Są dziwne prowokacje, aranżowane lub nie strzelaniny, codzienne zmiany haseł, totalna paranoja. Przy okazji nasz bohater spotyka ludzi o idealnej mentalności funkcjonariuszy tajnych służb, dla których wszystko jest szyfrem, wszystko ma drugie dno i tak: „Sztuka, literatura, czy pan wie do czego ona służy? Do odwracania uwagi!”. Ma się rosnące wrażenie, iż bohater błąka się po domu wariatów, a że jest normalny, to zupełnie do tego miejsca nie pasuje. Bo szuka sensu, prawdy, autentyczności. Prawdę mówiąc w tym szalonym świecie bez żadnych stałych punktów odniesienia każdy szybko popadłby w obłęd i trochę dziwi, że narrator do końca pozostaje przy zdrowych zmysłach.
Trochę to przypomina w klimacie szpiegowskie powieści Le Carre'a, gdzie zwykły człowiek w sieci wywiadów, intryg i podwójnych tożsamości nie wie kto szpieg, kto swój, co jest prawdą a co prowokacją i teatrem, gubi się kompletnie. Ratują normalnego człowieka dwie rzeczy prawdziwe i nie do podrobienia: miłość i śmierć, ale i tak przegrywa w starciu z bezwzględnymi instytucjami. W porównaniu z Le Carre'm Lem jest bardziej skrajny, bardziej groteskowy (ale i u niego śmierć jest wyzwoleniem).
Wbrew pozorom ten groteskowy przekaz ma też wymiar aktualny: wciąż trafiają się (wcale wpływowi) politycy czy 'liderzy opinii' którzy podkreślają rolę spisków, intryg, tajnych służb. Według nich nic nie odbywa się przypadkowo czy spontanicznie, wszystko jest zaplanowane, zaaranżowane i prowadzone przez sekretne siły. Te paranoiczne poglądy są u Lema doprowadzone do absurdu i wyśmiane.
Co ciekawe, z biografii Orlińskiego dowiadujemy się, że Lem miał kłopoty cenzuralne związane z wydaniem książki, więc dopisał wstęp, mówiący, że rzecz cała dzieje się w Pentagonie przyszłości, wtedy mu puszczono. Dzisiejszego czytelnika może dziwić czepialstwo cenzury, ale w owych czasach wszystko było aluzją.
Słuchałem audiobooka w dobrym wykonaniu Łukasza Garlickiego.