Lubię baśnie, zatem nieprzypadkowo sięgnęłam po „Kroniki Skrzatów” Marbelli Atabe, gdy możliwość ich zrecenzowania pojawiała się w Klubie Recenzenta w serwisie nakanapie.pl. Po pierwszym tomie zatytułowanym „Marbella” jestem jednak lekko zaniepokojona, czy uda mi się dotrwać do końca tej opowieści. Nigdy nie przypuszczałam, że będę zmuszona napisać zdanie, które tak bardzo irytuje mnie w innych recenzjach, mianowicie: ta książka mogłaby być krótsza co najmniej o połowę. I nie straciłaby nic z wlekącej się niemiłosiernie fabuły.
Pierwszy tom, który ma niemal 500 stron przedstawia świat i bohaterów opowieści, która jest prowadzona w trzech płaszczyznach. Na Wzgórzach Olbrzymów mieszka Teodor wraz z mamą i tatą. Na urodziny młody olbrzym dostaje wymarzonego pieska – Rufiego. W Dolinie Stokrotek mieszka Amelka z babcią i suczką Tulką. Ich dolinę spowija magiczna mgła, która pochodzi z mrocznego zamku czarownicy Marbelli. Zła, ale piękna wiedźma mieszka tam razem ze Ślizgutkiem – małym sześciorękim stworzeniem porwanym przez Marbellę, by sprzątało jej zamek oraz smokiem błotnym – Serafinem. Są tam też inne, mniej istotne postaci.
Dawno temu ludzie z Doliny Stokrotek żyli w przyjaźni z olbrzymami, jednak Marbella ich skłóciła. Ci, którzy wyruszyli na Wzgórza Olbrzymów, przepadali bez wieści w okolicach zamku czarownicy. Taki los spotkał również rodziców Amelki. To właśnie ta dziewczynka ma pogodzić zwaśnione światy. Zbliża się czas, w którym musi wyruszyć ze swoją misją.
A tymczasem życie we wszystkich tych krainach toczy się własnym rytmem. Wszyscy tryskają optymizmem i szczęściem, które tylko odrobinę przyćmiewa mroczna zamkowa wieża. Zarówno ludzie, jak i olbrzymy, tęsknią za czasami, kiedy mogli się odwiedzać się wzajemnie. Amelka wraz z babcią szyją ubranka dla lalek i zabawki dla siebie i zwierząt. Teodor wybiera się z rodzicami na zakupy do pobliskiego miasteczka i spędzają miło czas. Oboje w podobnym czasie obchodzą urodziny i dostają wymarzone prezenty. Odwiedzają ich przyjaciele – opiekuńcze skrzaty.
Trochę inaczej żyje się na zamku Marbelli. Gutek ma pełne ręce roboty, jednak kiedy wykonuje ją sumiennie, wiedźma zaczyna dostrzegać jego oddanie i obdarza coraz większym zaufaniem, które z czasem przekształca się wręcz w przywiązanie. Marbella zresztą jest postacią niejednoznaczną, bo wydaje się, że jest zła, jednak tak naprawdę raczej chce za taką uchodzić, ale w głębi jej serca również kryje się dobro.
Tyle fabuły. Na tych 500 stronach naprawdę niewiele się dzieje. Poznajemy bohaterów i zarys sytuacji, ale nic więcej. Przeżywamy codzienność bohaterów, w której nie dzieje się nic szczególnego. Ich życie jest przepełnione błogością, uprzejmością i psotami zwierzęcych pupili. Wszystko jest tak okropnie słodkie, że nie do strawienia. Przynajmniej dla mnie.
Książka broni się jedynie tym, że jest poprawnie napisana. Autorka używa bogatego, opisowego języka, jednak przeciąga tym swoją opowieść w nieskończoność. Jej ilustracje są z kolei, no cóż, amatorskie.
„Kroniki Skrzatów” zostały stworzone z myślą o czytelnikach już od 5 roku życia. Łagodność tej opowieści z pewnością skłania mnie do przychylenia się do takiej rekomendacji, ale nie wyobrażam sobie, by jakiś pięciolatek był w stanie skupić się na tak długich opisach poszczególnych wydarzeń. Nie przygód, bo tych tu nie ma. Książka opisuje wyidealizowany świat, pełen czułości, spokoju i dobroci, w którym bohaterowie czerpią radość z codziennych czynności wykonywanych wspólnie z najbliższymi.
Mimo wszystko mam nadzieję, że w kolejnym tomie wydarzy się coś bardziej emocjonującego. Liczę na Marbellę.