W życiu każdego dziecka jest taki moment, kiedy rodzic jest dla niego najważniejszą osobą na świecie. Nie ważne jak dalece odbiega od ideału, w oczach swojej pociechy jest postacią pozbawioną jakiekolwiek skazy, nobilitowaną niemal do miana herosów. Mama posiadająca zadziwiającą moc do odganiania wszelkich zmartwień, tata, który jak nikt inny na świecie potrafi zamienić zwykłą, domową zabawę w przygodę życia - to tylko nieliczne z umiejętności, którymi dysponują. Wraz z upływem lat, idealny portret ulega jednak znacznym przekształceniom. Nagle okazuje się, że rodzice nie radzą sobie ze wszystkimi zmartwieniami; że nie znają odpowiedzi na wszystkie pytania... Że, tak jak każdy człowiek, kłamią...
Zuzanna, dwudziestoośmioletnia samotna matka i niespełniona malarka, mimo zawirowań życiowych nie może narzekać na swoje życie. Owszem, los zdecydowanie dał jej nieźle w kość okradając ją z największej miłości, ale przynajmniej zostawił jej oparcie w postaci rodziców i ukochanej cioci. To oni zawsze stanowili niezachwiany element jej życia. Bez względu na wszystko, Zuza zawsze mogła liczyć na to, że w ich ramionach odnajdzie upragnione bezpieczeństwo i nadzieję. Kiedy umiera Basia - najlepsza przyjaciółka Zuzy i jej ciotka równocześnie, wydaje się, że już nic nie może ułożyć się gorzej. Do czasu.
W trakcie pogrzebu Zuza spotyka rzekomego przyjaciela ojca z dawnych lat. Rzecz w tym, że ten nie kojarzy mężczyznę o podobnym nazwisku. I może nie byłoby w tym jeszcze nic dziwnego gdyby nie nie dające Zuzie spokoju słowa. Pobieżne śledztwo przeprowadzone w rodzinie stawia dziewczynę przed bolesną prawdą. Człowiek, którego Zuza przez tyle lat uważała za swojego ojca i który nieustannie dawał jej dowody swojego uczucia nie jest w rzeczywistości jej biologicznym rodzicem. Jego miejsce zajmuje mężczyzna bez twarzy i nic nie mówiącym nazwisku. Mimo obaw, Zuzanna postanawia poznać człowieka, który przed laty zostawił ją i jej matką. Nie podejrzewa jednak, że droga ku prawdzie może zaoferować jej coś więcej niż poznanie tajemnicy swojego pochodzenia - miłość.
Po okresie, w którym zaparcie wyrzekałam się jakiejkolwiek styczności z literaturą rodzimych autorów, coraz częściej i z coraz większą przyjemnością sięgam po polskie powieści. Stereotypy jakoby Polacy nie potrafili pisać, okazały się, cóż, jedynie stereotypami, a czytanie o miejscach, które znam i które mam jedynie na wyciągnięcie ręki przed sobą nieoczekiwanie niesie ze sobą wielką przyjemność. Po przygodach ze znanymi i cenionymi autorami tudzież autorkami, postanowiłam skoczyć na głęboką wodę i zaryzykować. Jednym słowem - zdecydowałam się na sięgnięcie po jakieś wciąż nieznane nazwisko, najlepiej jeżeli byłoby ono debiutem na rynku wydawniczym. I tak też trafiłam na "W niebie na agrafce"
Co przekonało mnie do sięgnięcia po lekturę? Pomijając pochlebne recenzje blogerów oczywiście. Nie zaskoczę chyba nikogo jeśli przyznam, że była to cudowna oprawa graficzna, która przywodzi na myśl gorące, egzotyczne Włochy, ale także piękny i oryginalny, choć niewiele zdradzający, tytuł. I choć poprzeczka postawiona została naprawdę wysoko, już teraz zdradzę Wam, że debiut pani Grodzkiej-Górskiej sprostał jej z niepokojącą wręcz łatwością. Polska autorka sięga po temat, który był już wielokrotnie realizowany przez innych pisarzy. Poszukiwanie własnych korzeni? Czym tu można jeszcze zaskoczyć czytelnika skoro z podobnej problematyki wyciśnięto już chyba wszystkie soki? Pani Grodzka-Górska daje nam odpowiedź na to pytanie - dojrzałością, którą dostrzegamy niemal w każdym słowie owej powieści,
Portret Zuzanny, który powstaje na kartach powieści przedstawia nam kobietę młodą, ale już doświadczoną przez los. Mimo iż życie wydaje się nieustannie rzucać jej kłody pod nogi, dziewczyna zawsze znajduje jakieś źródło nadziei na którym może się wesprzeć. Użalanie się nad samą sobą i zbędna analiza przeszłych wydarzeń? Podobne zachowanie zdecydowanie nie pasuje do postaci, którą kreuje polska autorka. Zuzanna nie jest kobietą silną - jak chyba każdy człowiek miewa chwile załamania i potrzebuje kogoś na kim mogłaby się wesprzeć. Ale po chwili zawsze bierze się w garść i staje z rzeczywistością twarzą w twarz. Trudno w podobnej sytuacji nie polubić głównej bohaterki.
To co świadczy na korzyść polskiej pisarki to jednak nie tylko postać głównej bohaterki, ale i różnorodność wątków, które przedstawia nam autorka. Na łamach powieści "W niebie na agrafce" stykamy się nie tylko z niezwykle dojrzale napisanym wątkiem obyczajowym (o czym wspomniałam powyżej), ale także delikatnym, choć niewątpliwie ciekawym romantycznym i najsłabiej zarysowanym, mimo to wciąż dostrzegalnym - kryminalnym. Taka różnorodność tematyczna nie tylko poszerza grono potencjalnych odbiorców, ale sprawia również, że w trakcie lektury nie da się po prostu nudzić.
Choć autorka nie ma doświadczenia w pisaniu, jej warsztat jest niezwykle obiecujący. Iwona Grodzka-Górska zachwyca czytelnika lekkim, plastycznym piórem, który nie tylko otwiera przed nami drogę ku życiu i emocjom bohaterów, ale też maluje przed nami klimatyczny obraz Włoch. Choć niejednokrotnie zetknęłam się już z sytuacją, w której moje ukochane miasto stanowiło tło dla wydarzeń, wciąż czerpię niewyobrażalną przyjemność, kiedy natykam się na nazwę jakiejś ulicy którą znam i którą mogę odnieść w przestrzeni do rzeczywistego świata.
"W niebie na agrafce" to opowieść o drodze ku własnemu pochodzeniu, która stanowi naprawdę niezwykle obiecujący debiut na polskim rynku. Cieszy mnie, że nasi rodzimi autorzy coraz wyżej stawiają poprzeczkę. Wypracowany styl - lekki, ale plastyczny i dojrzałość przebijająca się, w tej powieści sprawiają, że można zapomnieć, iż autorka ta dopiero rozpoczyna swoją drogę w pisarstwie, Jeżeli jej kolejne powieści będą przynajmniej tak dobre jak debiut, to jestem spokojna o dalszą karierę Iwony Grodzkeij-Górskiej. Zresztą, sami możecie się o tym przekonać.