Problematyka społeczna w literaturze jest niezwykle szerokim tematem, który raczej nigdy się nie wyczerpie. Kwestia alkoholizmu już nie raz pojawiła się w moich doświadczeniach czytelniczych. Zwykle są to pozycje, które rozdzierają serce, pokazują, jakie zniszczenia potrafi po sobie zostawić brak kontroli nad ilością wypijanego alkoholu. „W matni” Katarzyny Sas - Dachniewskiej wpisuje się w ten schemat, jednak wyróżnia się poziomem emocjonalności i wnikliwości, z którą autorka analizuje uczucia kobiety uzależnionej.
Trudno jednoznacznie określić, do jakiego gatunku zaliczyć ten utwór, bo ma w sobie wiele z reportażu, jednak skupia się na życiu wewnętrznym alkoholiczki, jej przemyśleniach i spostrzeżeniach, stosunku do swojego nieodłącznego i niebezpiecznego przyjaciela, dlatego uznaję go za bardziej literacki niż dziennikarski. Składa się z trzech części, pisanych w dużych odstępach czasu. Pierwsza z nich dotyczy wspomnieć bohaterki odnoszących się do narodzenia jej zgubnego uzależnienia, nierównej z nim walki, silnych emocji, jakie wzbudzał w niej zawsze alkohol. W drugiej części bohaterka dzieli się swoimi przemyśleniami z perspektywy czasu, kiedy bezlitośnie rozliczała się z przeszłością, analizowała przyczyny swoich niejednokrotnych upadków, zastanawiała się nad rolą rodziny w tym, co się działo z nią, by wreszcie w części trzeciej, pogodzona już z przeszłością i losem, koniecznością uważnego życia w każdej chwili, pokazać, że nawet jeśli wydaje się inaczej, to wszystko jest możliwe.
Przedziwnym zabiegiem, jaki zastosowała autorka, jest fakt, że udało jej się opisać całe lata zmagań swojej bohaterki, ani razu nie używając słowa „alkohol”. Nazywała go najlepszym przyjacielem bohaterki, towarzyszem, partnerem, opisywała jak mężczyznę, który uwodzi, początkowo jest szarmancki i miły, oferuje świetną zabawę, pomaga się rozluźnić, dodaje pewności siebie, by w końcu pokazać swoje natarczywe oblicze, narzucać się w każdej sytuacji, być zaborczym, odsuwać swoją ofiarę od innych znajomych, zabierać cały wolny czas. Poniekąd więc pierwszą część książki czyta się jak historię o romansie z toksycznym partnerem.
Najbardziej gorzka jest część druga, w której nasza bohaterka wylicza powody, dla jakich nie mogła uwolnić się ze szponów uzależnienia, swoją samotność i niezrozumienie ze strony znajomych, brak możliwości oparcia się na kimkolwiek poza mężem, który mimo wszystko nie należał do aniołów.
Trzecia część ma już odmienny charakter. To relacja osoby dojrzałej, po przejściach, która bardzo dużo wie o mechanizmach uzależnienia, przeżyła już wszystko, kilka okresów bez alkoholu i momenty, w których pokusa była silniejsza od niej. Teraz pozostało jej żyć w przekonaniu, że nie może ulec iluzji, że zwyciężyła i ma kontrolę nad sytuacją, bo nawet chwilowe osłabienie czujności, jeden mały błąd i wszystko wraca, ciągnąc swoją ofiarę na samo dno.
Książka jest oparta na przeżyciach autentycznej osoby i rewelacyjnie ukazuje sposób, w jaki alkohol przejmuje kontrolę nad ludzkim życiem. Początkowo jest przyjazny, kojarzy się z radością i dobrą zabawą, by wkrótce stać się najważniejszym elementem życia, bez którego trudno sobie wyobrazić dzień i krok po kroku prowadzić do katastrofy. Trudno mu nie ulec, trudno potem zatrzymać jego destrukcyjne działanie. Kiedy już raz okaże się, że może dla kogoś stać się jedyną potrzebą, do końca życia pozostanie problemem, który być może czasami znika, jednak zawsze niezupełnie. Cały czas trzeba się mieć na baczności, nie dać uśpić czujności, nie dać sobie wmówić czy przypomnieć, że z nim może być zabawnie i radośnie. Choroba alkoholowa, która w naszym społeczeństwie nadal pozostaje albo tematem tabu, albo spotyka się z lekceważeniem, tutaj pokazana jest jako nieustająca walka, problem szalenie ważny i złożony, obok którego nie da się przejść obojętnie. Tym samym bardzo polecam i nalegam, byście ją przeczytali.