Najnowsza powieść pana Michała Śmielaka rozgrywa się w niezwykle interesującym mieście, w Sandomierzu. Miasto mgieł jak określa je autor sugestywnym tytułem, jest wam zapewne znane. To często odwiedzane, przepiękne miasto kojarzy się przede wszystkim z serialem Ojciec Mateusz. Warto pojechać do miasta nazywanego czasem małym Rzymem, bo warto wiedzieć, że położone jest na siedmiu wzgórzach, pochodzić po zabytkowym rynku, wybrać się starą, turystyczną nyską na Góry Pieprzowe. Właśnie w takich okolicznościach natury Michał Śmielak umieścił swoją powieść.
To moja druga powieść autorstwa pana Michała. Osadą byłem zachwycony. Teraz przyszedł czas na Miasto mgieł. Kilka słów o autorze. Pan Michał mieszka w Sandomierzu, pochodzi z Dolnego Śląska i uwielbia góry. Jest autorem kilku bestselerowych książek, które cieszą się sporym zainteresowaniem wśród czytelników. Jest również fanem historycznych rekonstrukcji, ciężkich muzycznych brzmień oraz... fan dobrego jedzenia. Jego najnowsza powieść to nie tylko kryminał, ale ciekawy rys historyczny, wpleciony w fabułę powieści.
Na okładce książki nie mogło być inaczej. Mamy tytułową mgłę, która dość mocno wciska się w sandomierski rynek z ratuszem miejskim w centralnej części okładki.
Mgła skrywa największe tajemnice...
Napis u góry okładki daje nam do zrozumienia, że mgła będzie miała tutaj jakieś znaczenie, a sam kryminał będzie owiany pewnymi tajemnicami, które wyjdą na światło dzienne (mimo mgły).
Jak kryminał to musi być morderstwo. Przenosimy się do Sandomierza, gdzie zamordowano kobietę. W sumie morderstwo, jak morderstwo, takich wiele i nie zmienimy umysłów tych, którzy do tego doprowadzają. Jest jednak pewne "ale". Trup ma szeroko otwartą jamę ustną, a w niej wciśniętą ziemię. Dlaczego morderca tak zostawił zwłoki? Przecież taki rytuał czyniono, gdy uważano, że to wampir, a ziemia w ustach miała nie pozwolić na to, by uznany za zmorę nie mógł już więcej wypić ludzkiej krwi... Do sprawy zostaje wyznaczony komisarz Bruno Kowalski. Jego kariera w policji nie jest jakaś wybitna i jak to można wyczytać w opisie książki, toczy się równie spokojnie, jak życie w Sandomierzu. Sprawa nie jest prosta, a w niej pewną rolę odegra również lokalny historyk, nauczyciel tego przedmiotu, Krzysztof Szorca. Okazuje się, że mimo połączenia sił, zabójca ciągle jest nieuchwytny, jakby był o krok przed ścigającymi. Jakby miasto i jego historia była mu zdecydowanie lepiej znana niż fachowcom. Zbliża się 1 listopada i Wszystkich Świętych, jednak w mieście panuje strach przed domniemanym wampirem. A przecież jak wiadomo z historii, Sandomierz to podobno polska stolica wampirów!
Historia miasta miesza się z teraźniejszością. Poznajemy ciekawe wydarzenia, które miały miejsce w dalekiej przeszłości. Postaci również mogą podobać się czytelnikom. No i zakończenie... mistrzowskie, ale takich rzeczy nie zdradza się w recenzjach. Mogę być pewny, będziecie zaskoczeni.
Zachęcam do przeczytania.
Recenzja książki powstała dzięki Skarpie Warszawskiej. Serdecznie dziękuję za egzemplarz.