W czasie deszczu dzieci się nudzą, lecz nie dwójka z opowieści „Od jednego do nieskończoności” Donaty Turlo z Wydawnictwa Akapit Press.
Bela – mądra, inteligentna, nad wiek błyskotliwa i elokwentna nastolatka, w dniu 13 urodzin znajduje stary pendrive, który okaże się źródłem najpierw zagadek matematycznych, a następnie także skarbnicą wiedzy na inne tematy… powiedzmy, że z rodzinnej przeszłości. Najlepszym (i jedynym przyjacielem) Beli jest jej rówieśnik Leo – Król Kujonów i geniusz matematyczny. Oboje będą łamać sobie głowę nad zagadkami logicznymi i wspólnie odkrywać nowości oraz to, co od lat znali, a teraz zobaczą w innym świetle. Belę i Leo łączy nie tylko przyjaźń. Choć oboje dowcipni i lotni w wielu dyscyplinach, to jednak bez szczególnie atrakcyjnej formy fizycznej, na punkcie której – jak wiadomo w wieku dojrzewania – wielu młodych jest bardzo wyczulonych. Podsumowując słowami bohaterki, Bela i Leo są równie inteligentni co brzydcy. Warto jeszcze dodać, że akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Młodzież wprawdzie chodzi do szkoły znanej nam współcześnie, ale miejsce komputerów, laptopów czy choćby wspomnianych wcześniej pendrive’ów zajęły w opowieści brainy – sprzęt o wysokim poziomie zaawansowania technologicznego.
W sumie w niewielkiej objętościowo powieści Turlo nagromadziła całkiem sporą ilość intrygujących wydarzeń, przez co Bela i Leo zwyczajnie nie mają szans, by się nudzić. Leo, wiadomo geniusz matematyczny, niemal z założenia po uszy utonie w zagadkach. Wcale nie mniej interesujące okaże się zachowanie Beli, której – powiedzmy delikatnie – matematyka w życiu raczej nie przeszkadza, a do liczb ma stosunek niemal numerofobiczny. Ona także da się wciągnąć w wir łamańców logicznych nawiązujących korzeniami do dawnych gier komputerowych. Wydawałoby się, że dla anty- i amatematycznej Beli tego typu zadania mogą być co najmniej odstręczające. Nic bardziej mylnego, bo Bela wprawdzie innym, lecz równie skutecznym podejściem mierzy się z kolejnymi etapami gry. Co ważne, autorka przedstawia nie tylko zagadkę, lecz także sposób, w jaki młodzi próbują złamać szyfr, by dojść do upragnionego rozwiązania. Przy czym jedna łamigłówka stanowi wstęp lub zapowiedź następnej.
„Od jednego do nieskończoności” czyta się wprost jednym duszkiem, wpadając w sam środek historii opowiadanej z punktu widzenia wygadanej Beli, która ubrała ją w formę Dziennika Podróży. Język dziewczyny rozbraja młodzieńczą świeżością i skrzy się od swobodnych dygresji. Choć Bela nie przepada za matematyką, sama się nią posługuje w dzienniku, oczywiście na swój literacki użytek. Umiłowała sobie na przykład nawiasy, szczególnie okrągłe, dlatego otwiera je i zamyka, by z beletrystyczną swadą wtrącić to i owo tu i ówdzie. Dziewczyna ma także własną teorię liczb uzasadnioną logiką wyobraźni. I tak na przykład uważa, że 1 to cyfra… samotna, lecz o wiele bardziej samotne od niej i na dodatek nieszczęśliwe jest 0 przez to, że nic niewarte. (Sama nigdy nie będąc orłem z matematyki, uważam, że ta teoria jest mi nawet dziś dużo bliższa niż suche twierdzenia o liczbach naturalnych, rzeczywistych, pierwszych czy innych podobnych😊) Fantazja Beli w połączeniu z twardą logiką Leo przynosi efekty daleko wykraczające poza nauki ścisłe. W następstwie serii przygód Bela może nie zmienia się od razu w numerofankę, ale dowiaduje się, jak ważne w życiu każdego z nas jest nastawienie, ponieważ strach przekształcony w ciekawość potrafi generować o niebo lepsze skutki, niż można by się spodziewać. Autorka umiejętnie wykorzystała prawa i twierdzenia matematyczne do zaprezentowania uniwersalnych prawideł życia, ich interpretacji i stosowania. Bela mająca bardzo niskie mniemanie o sobie, uczy się, jak radzić sobie z problemami, przez które przechodzi każde pokolenie nastolatków. Nieoczekiwanie ku swojemu zdziwieniu odkrywa, że nawet rodzice (wywodzący się niemal z epoki neolitu) również mierzyli się z amnezją słowną lub innymi podobnymi wpadkami wieku cielęcego.
Turlo w „Od jednego do nieskończoności” daje przede wszystkim praktyczne lekcje życia dla nastolatków stojących u progu dorosłości. Choć mówi o celach w życiu, to głównie eksponuje sposób dotarcia do nich, w żadnym razie nie dyskredytując kreatywności w podejmowanych przez dzieciaki staraniach. Dając młodym swobodę w wyborze ścieżki, proponuje: najpierw samodzielnie się zastanów, a potem niezależnie zdecyduj! Reguły, zasady, nakazy, zakazy mogą młodych ludzi napawać lękiem i odstraszać przygniatającą ilością, co prowadzi do absolutnego zagmatwania. Jednak i na to autorka znalazła sposób. Wspomina także o autorytetach, o zaufaniu, o możliwościach i przede wszystkim o niezależnym myśleniu bez oglądania się na innych i środowisko.
Sprawdzony oraz dobrany na zasadzie przeciwieństw (i nie tylko o płeć tu chodzi) duet dziewczyna i chłopak – oboje outsiderzy ze względu na zdolności i wygląd – przechodzi próby ognia na własnej skórze, sam mierząc się z wyzwaniami. Turlo stroniąc od moralizatorstwa, ciekawie ujęła również rolę rodziców (tu też wykorzystała zasadę przeciwieństw, wówczas różnice są dużo bardziej dostrzegalne), a do pomocy przydała im tajemniczego nieznajomego, który podsuwa młodym kolejne orzechy do zgryzienia i inspiruje do samodzielnego wyciągania wniosków.
W logicznych labiryntach, przez które przeprowadza nas Donata Turlo w książce „Od jednego do nieskończoności”, zawarto również drugie dno. Pojawiające się życiowe przeszkody są jak kolejny level w grze do pokonania z tą jednak różnicą, że w życiu nie zawsze chodzi o to, by wygrać, lecz by czerpać z niego inspirację i doświadczenie na przyszłe zmagania. To cenne spostrzeżenie, tym bardziej że obecne pokolenie wychowywane jest w przeświadczeniu, że albo zwyciężasz, albo giniesz.
PS. Ponieważ maths is everywhere, to nie omieszkała zawładnąć także numeracją stron. Sprawdźcie z jakim skutkiem!