Odebranie z paczkomatu powieści "Laleczki" było ostatnią rzeczą, którą zrobiłem nim, na prawie dwa tygodnie, choroba zwaliła mnie z nóg i wtrąciła do łóżka. Przez ten czas jakoś niespecjalnie miałem ochotę na lektury, co dla mola książkowego było dodatkową udręką. Pozostały jedynie durne, mało wymagające filmy, które nie tylko wypełniały przeciągające się godziny, ale i niekiedy pomagały zasnąć. Po tym całym maratonie chorobowo-filmowym, miło jest wrócić do starych nawyków i pasji. Cieszę się więc, że pierwszą książką, po którą sięgnąłem po tak długiej przerwie były właśnie "Laleczki" Marcina Halskiego. Jest to książka inna niż wszystkie jakie ostatnio przeczytałem - ciekawa mieszanka fantastyki, kryminału i powieści przygodowej.
Głównym bohaterem tej historii jest Horens - facet z przeszłością, niegdyś ulubieniec Cesarza i Główny Czyściciel Cesarstwa, dziś będący w niełasce wykładowca na uniwersytecie. Pewnego dnia Horens zostaje wezwany przed oblicze Cesarza. Gdy przybywa do stolicy okazuje się, że władca właśnie przywrócił go na dawne stanowisko. Zrobił to ponieważ poprzedni Główny Czyściciel został brutalnie zamordowany w miasteczku o nazwie Harwyn. Przy jego zwłokach znaleziono tajemniczą laleczkę, łudząco podobną do denata. Horens dobrze zna Harwyn. To właśnie wydarzenia w tym miejscu sprawiły, że kilka lat wcześniej stracił robotę czyściciela i został zesłany na prowincję. Teraz dostaje rozkaz powrotu do miasteczka. Nazajutrz wsiada na cesarski okręt i wyrusza w podróż ku przeznaczeniu. W tej wyprawie towarzyszy mu piękna czarodziejka Merind, która ma mu pomóc rozwikłać zagadkę śmierci poprzedniego czyściciela oraz innych mieszkańców Harwyn.
"Laleczki" zostały osadzone w fikcyjnym świecie - cesarstwie, które nieco przypomina Siedem Królestw z "Gry o tron". Cesarz w powieści Marcina Halskiego, niczym król na Żelaznym Tronie, niepodzielnie włada swoimi ziemiami, które z każdym rokiem powiększają się o kolejne podbite tereny. I pierwsze co robi po zaanektowaniu danego obszaru, to wysyła tam czyścicieli. Ich zadaniem jest eliminacja religii i magii na danym obszarze, co sprowadza się nie tylko do burzenia świątyń, pomników i innych miejsc kultu, ale i mordowaniu kapłanów i wiernych. Horens przez lata z oddaniem wykonywał swoje obowiązki, aż nie trafił do Harwyn, gdzie magia okazała się silniejsza od cesarza i jego ludzi.
Halski stworzył intrygujący i wciągający świat, przesycony magią i klimatem średniowiecza. Para głównych bohaterów to postaci z osobowością i przeszłością. Świetnie skonstruowani, z krwi i kości, posiadający wady, jak i zalety. Zarówno Horensa, który przecież świętym nie jest, jak i Merind da się lubić, a według mnie sympatia do głównych bohaterów jest niezwykle ważna, żeby nie powiedzieć kluczowa. Przynajmniej ja tak mam - gdy polubię bohatera chcę poznać jego historię, w przeciwnym razie lepiej żeby zginął, a książka skończyła się nim na dobre się zacznie. 😉 Tu, na szczęście, tak nie było. W "Laleczkach" od początku kibicowałem parze głównych bohaterów i chciałem poznać ich przygody. A w tej powieści przygód nie brakuje. Marcin Halski zadbał o równe tempo akcji, kilka fabularnych twistów i niebanalny finał.
Na uwagę zasługuje również tematyka, jaką poruszył Autor w swojej książce. Otóż "Laleczki" to pierwsza znana mi polska powieść, która dotyka spraw związanych z voodoo, jednocześnie robi to zupełnie inaczej niż inni. Właśnie przypomniał mi się stary horror Wesa Cravena "Wąż i tęcza", który również orbituje wokół tej synkretycznej afroamerykańskiej religii i to są zupełnie różne opowieści. Marcin Halski podszedł do tematu po swojemu, w sposób oryginalny i ciekawy.
Podsumowując: "Laleczki", to fascynująca i wciągająca powieść, z nietuzinkowymi bohaterami i obfitująca w akcję. To jedna z tych historii, którą czyta się jednym tchem, a potem z przyjemnością poleca rodzinie i znajomym oraz tym, którzy trafili na tę recenzję. Także polecam i czekam na kolejne równie emocjonujące powieści spod pióra Marcina Halskiego.
© by
MROCZNE STRONY | 2021